Marsz na mecz!

W sobotę o 17:30 Zagłębie Lubin na własnym stadionie podejmie Jagiellonię Białystok, czyli panującego nam mistrza Polski. Zagłębie od czasu zatrudnienia Marcina Włodarskiego wygrywa, co chyba nawet ważniejsze gra bardzo przyjemny dla oka futbol, w dodatku termin jest wręcz idealny, a pogoda jak na drugą połowę października ma być mocno sprzyjającą. Zabraknie tylko tłumu kibiców.

Od dwóch dni śledzę uważnie licznik pokazujący ilość sprzedanych wejściówek na to spotkanie i staram się zrozumieć jakim cudem tak wolno zmieniają się na nim cyfry. I muszę Wam powiedzieć, że absolutnie nie rozumiem zjawiska, którego właśnie jesteśmy świadkami. Wszystko wskazuje bowiem na to, że mimo całego wysiłku włożonego w to, by tchnąć w ten zespół dużo nowej i pozytywnej energii, idzie na marne.

Zmiany te widać gołym okiem. Zespół nabiera rozmachu z każdym kolejnym meczem. Poszczególni zawodnicy też odzyskują polot, w dodatku coraz częściej widać w tej grupie ludzi drużynę, w której jeden chce iść w ogień za drugiego, czyli coś, czego tak bardzo nam wszystkim brakowało pod wodzą Fornalika. Trener Włodarski jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odmienił oblicze tego zespołu i nie trzeba być piłkarskim ekspertem, aby samemu to zauważyć.

Aby jednak utrzymać to momentum, bardzo potrzebne jest też wsparcie z trybun. Nie ma nic bardziej motywującego dla piłkarzy niż widok, że cała ciężka praca włożona w to, by los odmienić, przyciąga na trybuny coraz to więcej fanów. Rośnie morale, rośnie frekwencja, rośnie motywacja – efekt samo nakręcającej się spirali.

Wiadomo, jak przyjeżdża Legia, Lech czy czekają nas derby ze Śląskiem, łatwiej zmobilizować ludzi. Tyle tylko, że to właśnie podczas meczów z pozostałymi rywalami (nieco może mniej atrakcyjnymi kibicowsko czy sportowo) pokazuje się przywiązanie do barw. Oddanie nie może się kończyć się też, gdy wychodząc z domu na mecz, trzeba na grzbiet założyć kurtkę.

Do narzekania jesteśmy pierwsi. Bo kołowrotki za wolne i jak się człowiek pojawi na stadionie 10 minut przed meczem, to czasem nie zdąży na pierwszy gwizdek. Bo do popularnej giętej nie ma elementu zielonego (cytując klasyka), bo wyjazd z parkingów po meczu za długi, bo… no tutaj jesteśmy mistrzami wymyślania kolejnych rzeczy. Żeby jednak zrobić najpierw swoje i ruszyć tyłek na mecz, to już niekoniecznie. To bardzo wiele o naszej społeczności mówi, szczególnie ludziom na zewnątrz, patrzącym na Zagłębie bez emocji.

Jeśli więc chcemy, aby właściciel spojrzał na nas kolejny raz łaskawym okiem – szczególnie w świetle ostatnich mocno niekorzystnych audytów – sami musimy pokazać, że zwyczajnie jest dla kogo to robić. Frekwencja na poziomie pięciu czy sześciu tysięcy na nikim wrażenia nie zrobi, a co za tym idzie, nikt nie będzie miał ochoty przeznaczać dodatkowych środków na inwestycje, tak niezbędne i oczekiwane, a przecież koniec roku, to okres planowania i zatwierdzania budżetu na rok kolejny.

Pewnie, marketingowo jest jeszcze wiele do zrobienia, by i promocja meczu i sam dzień meczowy wyglądał lepiej i był ważnym punktem całego wydarzenia, ale nie wszystko da się zrobić od razu, szczególnie że budżet na ten rok został mocno zachwiany. Wiele jednak małych, acz ważnych zmian już wdrożono i trzeba trzymać za słowo prezesa Jeża, że kolejne są też planowane. 

No, chyba że wolicie przyznać rację Piotrowi Burlikowskiemu, że lubińskiego piekiełka nie da się zadowolić i bez względu na to, czego się nie zrobi, zawsze będzie coś, do czego można się na alibi przyczepić?

Widzimy się na stadionie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *