Jeśli miałbym porównać początek obecnego sezonu Zagłębia do jakiegoś powiedzenia, chyba najbardziej pasującym były ten o rabinach, mówiących dwie dokładnie przeciwne rzeczy. Co prawda pięć kolejek to bardzo krótki okres, by móc rzetelnie przyjętą przed sezonem nową strategię oceniać i na pełną jej ocenę jeszcze nie pora, ale wystarczająco by pewne wnioski i trendy były już widoczne.
Dwie twarze
Zdecydowanie najlepszą z informacji na dziś jest to, co na boisku pokazuje nam Igor Orlikowski. Co prawda wejście w Warszawie odbyło się w dość ciężkich okolicznościach, ale w kolejnych spotkaniach Igor pokazał wystarczająco dużo jakości, by zaskarbić sobie uznanie tak kibiców, jak i sztabu szkoleniowego. Serce rośnie z każdym kolejnym jego występem, choć kilka błędów po drodze popełnił. Taką nową twarz Zagłębia kibice bardzo chcą oglądać.
Niestety gdy tylko w Zagłębiu znajdzie się jakiś pozytyw, za rogiem czai się już coś dużo gorszego. Nie inaczej jest i tutaj. Wymieniani jednym tchem z Igorem młodzi piłkarze z Akademii, jak Kłudka czy Kocaba, są na zupełnie przeciwnym biegunie, a przecież odbudowanie tego pierwszego było komunikowane jako jedno z kluczowych zadań postawionych przed Fornalikiem. Tymczasem Bartek ma na koncie tylko 36 minut, z czego większość spędzoną jako strażak na pozycji skrzydłowego. U Filipa obraz jest jeszcze gorszy.
I z jednej strony to dobrze, że trafia na wypożyczenie, bo w końcu w tym wieku nie ma nic cenniejszego niż każda kolejna minuta na boisku. W dodatku Arka zapewne będzie chciała ponownie powalczyć o awans, więc mobilizacja będzie zapewne na najwyższym poziomie. Jeśli więc tam pokaże jakość, możemy oczekiwać, że po powrocie będzie dla niego miejsce również w drużynie Miedziowych. Inaczej cały wysiłek, by wizerunek Zagłębia zmieniać, rozbije się brutalnie o rzeczywistość.
Na dodatek w przeciwnym kierunku powędruje 26-letni Hubert Adamczyk, przy którym trzeba postawić wielki znak zapytania. Co prawda to inna pozycja niż w przypadku Filipa, ale… problem w tym, że w składzie mamy dwóch podobnych do niego zawodników – i Pieńko i Kusztal to nominalne dychy. W dodatku, mówiąc delikatnie, Hubert szału w Gdyni nie zrobił i warto w tym miejscu nadmienić, że ma opinie “szklanego”. Tylko w zeszłym sezonie prawie ⅓ sezonu zabrały mu bowiem kontuzje. Gdzie tu sens, gdzie logika?
Dwie twarze oglądamy również w wykonaniu Sejka. Na inaugurację w Warszawie wyglądał na kompletnie zagubionego, ale już w meczach z Pogonią i Puszczą był zupełnie innym zawodnikiem. Walczył, pokazywał się do gry i sprawiał wrażenie człowieka, który z kolegami rozumie się już naprawdę dobrze. Nawet pomimo słabej postawy reszty zespołu udało mu się zdobyć w Gdańsku bramkę na wagę jednego punktu. Czy gdyby wyszedł na Lecha w pierwszym składzie, w miejsce osłabionego Kurminowskiego wynik byłby inny? Tego się już nie dowiemy.
Z zaciekawieniem patrzę też na sytuację Patryka Kusztala. Co prawda w meczu z Lechem wyszedł od pierwszej minuty – wypadł całkiem poprawnie – ale wiązało się to przede wszystkim z sytuacją kadrą. Ze składu wypadli Dąbrowski i Pieńko, po kontuzjach wracali Kopacz i Szmyt, a Kurminowski był zaledwie po jednym treningu z zespołem. Nie udało się nam nawet zebrać kompletu rezerwowych. Czy gdy do dyspozycji będą wszyscy zawodnicy, Patryk nadal będzie mógł liczyć na występy w większym wymiarze? Mam co do tego pewne wątpliwości.
Nowe, stare Zagłębie
Na boisku przeciwności jest jeszcze więcej, bowiem dobre fragmenty gry przeplatamy tymi beznadziejnymi. Kilkanaście minut z Legią, dwadzieścia (może dwadzieścia pięć) z Pogonią i kilka dobrych akcji z Puszczą pokazuje, że ta drużyna ma potencjał do dobrego grania. Niestety przeplata to fragmentami fatalnymi, jak w Gdańsku, gdy kompletnie dała się zdominować beniaminkowi, co bardzo szybko przypomina nam wszystkim, jak ciężki do oglądania był przez większość poprzedniego sezonu zespół Fornalika.
Samo pozostawienie go na stanowisku, wielu kibiców odebrało jako bardzo złą decyzję nowego zarządu i dziś, niestety, to ich głosy słychać najgłośniej. Powtarzanie w kółko na konferencjach, iż zespół jest w budowie i potrzebuje czasu, zwyczajnie już nie działa i działać nie może. Wystarczy kilka kliknięć, by taką narrację zweryfikować i przekonać się, że na boisku oglądamy głównie piłkarzy, którzy z trenerem pracują już od dłuższego czasu, a mimo to progresu nie widać.
Owszem, Orlikowski zastąpił Nalepę (na szczęście!), a w meczu z Lechem na boisku od początku musiał zagrać Kusztal (efekt wspomnianych absencji), ale takie sytuacje zdarzają się wszędzie i nie mogą być powodem do takich tłumaczeń. Czyżby więc stary zarzut o brak elastyczności trenera wciąż miał się dobrze, a może jak bumerang powraca pytanie, czy to aby niekolejna słaba jesień w wydaniu drużyny Fornalika?
Pozytywy? Do udanych z pewnością należy zaliczyć występy Radwańskiego. Zawodnik, który na razie jest tylko zmiennikiem, pokazał, że może do gry Zagłębia wnosić sporo ożywienia, co może okazać się wręcz zbawienne w kontekście formy i stanu zdrowia kilku zawodników. Mam tu na myśli Tomka Pieńko, który fajnie wszedł w ten sezon i trzeba mieć nadzieję, że choroba nie wpłynie zbyt mocno na jego formę.
Liczę również, że do dyspozycji z pierwszych meczów wróci też Marek Mróz, bo spotkanie z Lechem wyraźnie mu nie wyszło. Jak dołoży do nich skuteczność, Waldemar Fornalik będzie mógł spać spokojnie.
Czas na weryfikację
Pięć spotkań i tylko jedna wygrana, to wynik mimo wszystko nieco rozczarowujący. Szczególnie ten w Gdańsku w kontekście sezonu może mieć spore znaczenie, bo zwyczajnie z takimi zespołami wygrywać musimy, by myśleć o spokojnym ligowym bycie. Zanim jednak dopadnie nas po raz kolejny (?) jesienna deprecha, do rozegrania mamy 6 spotkań ligowych i jeden Pucharu Polski.
O tym ostatnim żartów sobie daruję, ale w kontekście pozostałych meczów, myślę, że powinny być one ostateczną weryfikacją misji Waldemara Fornalika w Zagłębiu. Jeśli bowiem nie znajdzie recepty na regularne punktowanie z zespołami pokroju Piasta, Korony, GKS’u czy Radomiaka nie widzę absolutnie żadnego sensu, by trwać w tym związku bez przyszłości ani mecz dłużej. Jeśli jest coś, co może tę kadencję podsumować idealnie, to właśnie porażka w pucharowym starciu z Góralami.
Koniec tłumaczeń, szukania winy u innych, a jeszcze bardziej opowiadania o świetnych zimowych przygotowaniach i wspaniałych wiosnach. Każdy wynik poniżej 10 punktów i awansu do kolejnej fazy rozgrywek pucharowych będzie oznaczał, że nie tylko nie robimy zapowiadanego progresu, ale wręcz się cofamy i aby ratować jeszcze ten sezon, należy podjąć zdecydowane kroki.
W pewnym sensie będzie to też czas do weryfikacji niektórych graczy. W zapowiedzi sezonu przytoczyłem bowiem słowa Łukasza Gikiewicza i dziś uważam, warto je jeszcze raz przytoczyć: „Nie chcesz grać dla klubu, to graj gamoniu dla siebie, abyś w kolejnym okienku dostał lepszą ofertę”. Tym, którym na rozwoju i zrobieniu z Zagłębiem Lubin kolejnych kroków do przodu zależeć nie będzie, w zimie zwyczajnie podziękować i umożliwić im odejście. Bez względu na to, jak ważnymi ogniwami tej drużyny są.