Damian Hebda ur. 16.02.1987 roku w Lubinie. Wychowanek Zagłębia Lubin, który trafił do Lechii Gdańsk. Następnie zawodnik takich klubów jak: BKS Bolesławiec, KS Chwaszczyno, GKS Przodkowo, Jaguar Gdańsk, szwedzkiego Gullringen Goif, Orła Trąbki Wielkie, Olimpii Osowa, Portowca Gdańsk i Ogniwa Sopot. W tym ostatnim klubie rozpoczął przygodę trenerską, którą kontynuował w Żuławach Nowy Dwór Gdański.
Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z piłką nożną? Kto zaprowadził Cię na pierwszy trening? Kto był Twoim pierwszym trenerem w Zagłębiu?
Moja przygoda z piłką rozpoczęła się od turniejów szkolnych, na których byłem wyróżniającym się chłopakiem. Na jednym z turniejów halowych wypatrzył mnie trener Janusz Rak i po zakończonych rozgrywkach podszedł do mnie i mojego taty. Trener zaprosił mnie na treningi Zagłębia. Trenowałem z rocznikiem starszym 86, a ja jestem 87. Tak zaczęła się moja przygoda z Zagłębiem, gdzie trenowałem cały czas z chłopakami o rok starszymi. Tak na marginesie to Janusza Raka uważam za najlepszego trenera w Zagłębiu i serdecznie go pozdrawiam.
Opisz szczebel po szczeblu jak robiłeś kolejne kroki w drużynach młodzieżowych?
Praktycznie całe rozgrywki młodzieżowe byłem pod skrzydłami trenera Raka, aż do samego końca można powiedzieć, bo były „wybrane” mecze gdzie rzadko schodziłem do „swojego” rocznika i pomagałem chłopakom w meczach.
Czy grałeś w kadrze wojewódzkiej lub reprezentacji młodzieżowej kraju?
Jeżeli chodzi o kadrę wojewódzką, owszem brałem w nich udział. Byłem również zaproszony na konsultacje kadry Polski do trenera Globisza. Raz! Ale?! Po przyjeździe do Gdańska na jednym ze sparingów rozmawiałem z trenerem Globiszem i dowiedziałem się od niego, że wysyłał mi zaproszenia do klubu na konsultacje, a dostawał odpowiedz, że jestem kontuzjowany. Nic mi o tym nie było wiadomo. Takie to były czasy.
Pamiętasz swoich wszystkich trenerów? Wymień ich i napisz o każdym coś, co wspominasz z daną osobą?
Jeżeli chodzi o trenerów w Zagłębiu to tylko i wyłącznie mogę coś napisać o trenerze Januszu Raku. Uważam, że jest to jeden z lepszych fachowców w naszym kraju. Myślę, że każdy kto był pod jego skrzydłami ma podobne zdanie na jego temat. Dla mnie bez wątpienia nr 1.
Jak wspominasz turnieje i obozy przygotowawcze? Pamiętasz gdzie jeździliście?
Zawsze były na wysokim poziomie. Mierzyliśmy się z najlepszymi w kraju i nie tylko, bo np. turnieje w Krakowie miały międzynarodową obsadę. Bardzo silne turnieje odbywały się również w Koninie. Te dwa, jak dla mnie największe turnieje, zapadły mi w pamięci. Po pierwsze, że były tam najlepsze ekipy z naszego kraju, a po drugie to mierzyliśmy się tez z drużynami z Europy. Mam z tyłu głowy też turniej albo obóz sportowy w Czechach, gdzie również stał on na bardzo wysokim poziomie, ale nie mogę sobie przypomnieć miejscowości. Reasumując Zagłębie zawsze liczyło się w kraju, jeżeli chodzi o drużyny młodzieżowe i tak zostało do dzisiaj.
Finały mistrzostw Polski juniorów młodszych w Zielonej Górze. Jak je wspominasz?
Mistrzostwa Polski juniorów młodszych odbywały się w ramach Spartakiady Młodzieży. Finał odbył się 21 czerwca 2004 r. w Zielonej Górze. Podzielili nas na dwie grupy po cztery zespoły. Graliśmy w grupie z UKP Zielona Góra, Jagiellonią Białystok i UKS Olsztyn. Z dwoma pierwszymi wygraliśmy po 2:1, z UKS Olsztyn był remis i wygrana w karnych. Zajęliśmy pierwsze miejsce w grupie i walczyliśmy w finale ze zwycięzcą drugiej grupy, czyli Lechią Gdańsk. Niestety w finale ulegliśmy 2:1. To wtedy też trafiłem do kajetów działaczy Lechii. Pamiętam, że po tym sukcesie odbieraliśmy gratulacje na meczu pierwszej drużyny na środku boiska.
Czy miałeś szanse grać i trenować z pierwszą drużyną czy rezerwami Zagłębia?
Tak, odbyłem dwa treningi za trenera Jabłońskiego, ale wtedy kilku chłopaków od nas brało udział w tych zajęciach.
Twoim zdaniem, który z kolegów z drużyny był kozakiem?
W naszym roczniku najlepszym zawodnikiem, według mnie, był Damian Piotrowski, brylancik i mega talent. Wyróżniał się też Stasiu Dziekan, który trafił do nas z Górnika Wałbrzych i później grał w rezerwach naszego klubu.
A Ty jakie atuty posiadałeś?
Moim dużym atutem była lewa noga oraz stałe fragmenty gry, z których bardzo dużo bramek zdobywałem, zwłaszcza z rzutów wolnych.
Jacyś starsi koledzy z Zagłębia byli dla Was wzorcami?
Wzorcem dla nas, młodych chłopaków, byli Mariusz Lewandowski, Wojtek Olszowiak, Kuba Puchalski czy Krzysiek Kazimierczak, bo jako jedni z nielicznych mieli przyjemność zagrać przed własną publicznością jako wychowankowie i zaistnieć w pierwszej drużynie.
Wychowankowie zawsze mięli pod górkę i Ty również potwierdzasz tą tezę?
Chodź się bardzo chciało, to nie można było zostać w Lubinie. Kiedyś każdy z nas chciał zagrać na stadionie przed własną publicznością, pokazać się rodzinie i znajomym. Udowodnić, że wychowankowie są potrzebni i posiadają spore umiejętności. Niestety nie stawiano na nikogo ze swoich i sprowadzano innych zawodników z całej Polski.
Miałeś jakiegoś menadżera czy na własną rękę szukałeś klubu?
Szukałem na własna rękę. Wiedziałem, że w Lubinie nie mam już na co liczyć. Najbliżej było mi do Lecha, ale ostatecznie odstraszyła ich kwota przedstawiona przez Zagłębie. Przed odejściem do Lechii byłem jeszcze na testach w Amice Wronki i Groclinie Dyskobolii Grodzisk Wlkp. Zagłębie stawiało zaporowe ceny za mnie.
Jak to było z tym transferem do Lechii Gdańsk?
Z Gdańska przyjechał działacz Lechii i rozmawiał ze mną oraz przedstawił mi plan na moją osobę. Ich warunkiem było przejście testów, więc pojechałem na tygodniowe testy do Gdańska. Po wszystkim usiadłem do rozmów z trenerem pierwszego zespołu i osobami z klubu. Przedstawili mi plan jak oni widzą to dalej. Chcieli bardzo żebym do nich dołączył. Mając 18 lat najciężej było przekonać moją mamę na wyjazd do Gdańska. Wszystko skończyło się pozytywnie i dołączyłem do Lechii w czerwcu. Nie udało mi się zadebiutować w seniorskiej piłce, ale przez rok czasu byłem przy pierwszym zespole. Jeszcze wrócę do tematu przejścia do Lechii, bo oczywiście najważniejszą kwestią była kwota odstępnego zażądana przez Zagłębie. Jak wspomniałem wyżej, Zagłębie podało kwotę bodajże 90 tysięcy zł. W tamtych czasach za tak młodego chłopaka cena nie do przejścia. O tym fakcie dowiedziałem się już jak wróciłem z testów i działacz klubu z Gdańska do mnie zadzwonił i przedstawił mi jakie warunki zaproponowało Zagłębie. Lechia chciała iść trochę na zwłokę i kontaktowali się raz jeszcze po jakimś czasie, więc Zagłębie zaproponowało kwotę wykupu w wysokości 50 tysięcy zł. Wspólnie z Lechią doszliśmy do porozumienia, że jeżeli mój klub robi takie cyrki pójdziemy na rok karencji bez grania w oficjalnym meczu. Wtedy przechodzę za kwotę którą PZPN wyznaczy za ekwiwalent.
Jak ta historia potoczyła się dalej? Jak dokładnie wyglądało Twoje odejście z Zagłębia? Czy klub w ogóle przedstawił Ci jakieś opcje czy od razu zostałeś skreślony?
Zagłębie wtedy zaczęło nagle interesować się moją osobą. Pojawił się temat grania w rezerwach i stypendium. Obiecali na prawdę ciekawe rzeczy, ale na siłę chcieli żebym wrócił do treningów i zagrał w oficjalnym meczu, aby wydłużyć sobie czas. Najpierw było miło, później zaczęły robić się schody. Trener Turkowski wydzwaniał do mojej mamy, strasząc, że jak się nie pojawię na treningach i meczach to mnie zawieszą. Miałem dostać zakaz wchodzenia na teren klubu i korzystania z obiektów. Ta saga trwała trochę czasu, jeden telefon miły, drugi negatywny i tak w kółko. W końcu moja mama stanowczo powiedziała, że nie i koniec! To wtedy klub chciał mi „pomoc” aby mnie usadzić w 2 klasie liceum, chodziłem do klasy sportowej, wiec udało im się. Miałem dwie jedynki na koniec i czekały mnie poprawki. Nie poddałem się i udało mi się je przejść na spokojnie. Robili wszystko aby mnie na siłę zatrzymać i przy okazji narobić mi problemów. Chciałbym zaznaczyć, że nigdy nie miałem problemów z nauką w szkole, nie byłem debilem i nigdy nie miałem problemów z przejściem do kolejnej klasy, a tu nagle taki psikus
Ponadto trener Turkowski wystosował oficjalne pismo do mojej mamy, że mam zakaz zbliżania się na klubowe obiekty jak przejdę do Lechii. Mnóstwo niemiłych telefonicznych rozmów. Fiutowski chciał na mnie zarobić, ale takich jak ja było więcej.
A jak wyglądało Twoje wejście do seniorskiej piłki?
W Lechii tak na prawdę zderzyłem się z przeskokiem z juniorów do seniorów, gdzie wytrenowaniem i siłą fizyczną bito mnie na głowę. Najcięższe w tamtym okresie było to żeby dorównać chłopakom w szatni pierwszoligowej. Ja piłkarsko czułem się mocny i na pewno nie odbiegałem od nich, tak już fizycznie musiałem wiele nadrobić. Każdy pobyt w danej szatni coś mi dał i coś z tego pozytywnego wyniosłem. Jako młody chłopak zostałem rzucony na głęboką wodę, zostawiłem rodzinę i pojechałem na drugi koniec Polski. Ten czas był dla mnie bardzo ciężki. W szatni byli tacy zawodnicy jak Sławek Wojciechowski czy Paweł Pęczak. Dla mnie osobiście Pęczak to kawał charakteru. Teraz nie ma już takich zawodników. Bardzo dużo mi pomógł jako młodemu chłopakowi. Mega charakterny gość. Dla niego sam trening był jak wojna, zaangażowany zawsze na 120%. Wielu zawodników zostało dalej przy piłce np. trenerami są: Krzysiek Brede, Tomasz Borkowski, Maciek Kalkowski, Paweł Pęczak. Jakub Biskup jest skautem, a Robert Sierpiński chyba jest menadżerem.
A jakieś anegdoty z szatni lub z początków pobytu w Gdańsku pamiętasz?
Jedna z anegdot z pierwszych moich dni jak przyjechałem do Gdańska. Jechaliśmy z chłopakami pierwszy raz tramwajem, kupiłem bilet wchodzę do tramwaju i nie wiedziałem co i jak, bo nigdy nie jechałem tramwajem. Pytam się chłopaków co mam zrobić, to jeden mówi „włóż” bilet do kasownika i powiedz jak się nazywasz i dokąd jedziesz. Tak zrobiłem i cały tramwaj się śmiał.
Czy to prawda, że jak już byłeś dogadany z Lechią, to pojawił się temat Arki Gdynia?
Tak, ale było już za późno. Jak do Lechii przyszedłem i już wszystko podpisałem to pojawiła się opcja Arki Gdynia, gdzie trenerem był Dragan. Chciał mnie na samym początku, ale było już za późno. Później będąc już w Lechii zostałem wysłany na testy do ŁKS Łomża, wtedy w 1 lidze. W Łomży byłem dwa razy na testach. Byłem dogadany, aż do momentu gdy przyjechałem podpisywać papiery. Okazało się, że tego samego dnia wycofał się sponsor ŁKS Łomża.
A kto wpadł na pomysł sprowadzenia Ciebie do BKS?
Chciałem wrócić do domu. Zadzwoniłem do Romka Kujawy z prośba o pomoc w znalezieniu klubu. On zadzwonił do trenera Marcina Cilińskiego i tak temat ruszył mocno do przodu.
Jak układała Ci się współpraca z trenerem Cilińskim? Jak wspominasz chłopaków z BKS-u i czas spędzony w Bolesławcu?
Z Lubina oprócz mnie i trenera nie było nikogo. Z przyjezdnych jeszcze był Grzesiu Nowak z Głogowa i Marcin Ogórek z Miedzi. Trener Ciliński to był tzw. drugi tata. Super człowiek i super trener. Mega fajny czas spędzony w Bolesławcu, szatnia bardzo fajna i dużo chłopaków doświadczonych. Anegdoty o docinkach w szatni stały na bardzo wysokim poziomie. Pozdrawiam „batona” (Rissmann) i Ogórka, to między nimi zawsze były najbardziej „owocne” rozmowy. Uważam, że wtedy był najlepszy czas dla Bolesławca pod względem piłkarskim. Szkoda, że teraz jest tam jak jest, bo jestem zdania, że tam spokojnie mogłaby być 3 liga.
Po pobycie w BKS Bolesławiec wróciłeś do Lechii?
Tak wróciłem do Lechii, ale poszedłem na dalsze wypożyczenie, czuć można było już to, że dalsza przygoda z Lechią nie ułoży się dla mnie tak jak powinna. Tak naprawdę była jedna osoba, która robiła mi pod górkę, od samego początku w Lechii dana osoba była źle nastawiona do mojej osoby. Twierdził, że nie potrzebnie Lechia ściąga mnie z drugiego końca Polski, bo ma też swoich wychowanków. W sumie podobna sytuacja jak w Lubinie. Można śmiało stwierdzić, że przez tą osobę moja przygoda z Lechią nie potoczyła się tak jak powinna.
Gdyby nie kontuzja to zostałbyś w BKSie?
Wracając do Bolesławca to mogłoby to wyglądać zupełnie inaczej, gdyby nie uszkodzona łąkotka. Niestety potrzebna była operacja w Lubinie. To trochę zahamowało moją przygodę, bo wracałem po tym zabiegu do sił praktycznie przez rok czasu. Obecnie po takich urazach wraca się po dwóch miesiącach.
Pamiętasz kto przeprowadzał Twój zabieg? Jak wyglądał Twój powrót do sprawności. Jak wspomniałeś to inne czasy. Leczyłeś i rehabilitowałeś się w Lubinie?
Śp. doktor Michalski przeprowadzał zabieg. Niestety operacja została spieprzona. Płyn w kolanie po zabiegu ciągle mi się zbierał, co nie umożliwiało mi powrotu do sprawności. Przez cały czas leczenia i rehabilitacji byłem w Lubinie. Wróciłem na boisko po bodajże 9 miesiącach. Ta kontuzja mocno zahamowała moją dalszą przygodę z piłka. Chwilę przed urazem miałem praktycznie dograny transfer do Norwegii, do pierwszej ligi.
Ciekawy kierunek, a jaki klub wchodził w grę?
Zabij mnie, ale nie pamiętam… Był jeden człowiek w Gdańsku co szukał ludzi do grania. Obserwował mnie od dłuższego czasu i trwały już wcześniej rozmowy, dlatego też był pomysł wypożyczenia żeby grać i być ciągle w rytmie meczowym. Stąd m. in. decyzja o graniu w Bolesławcu.
Czyli podsumowując Lechię nie miałeś debiutu w pierwszej drużynie i tylko trenowałeś z nimi tak?
Trenowałem i jeździłem na obozy z pierwszą drużyną Lechii. Miałem mieć debiut na meczu z Polkowicami, ale nie skrócono mi karencji, która kończyła się dopiero z końcem października. Zabrakło kilku dni…
Kolejnym klubem był KS Chwaszczyno. Kto Cię prowadził? W której lidze wtedy grali?
Aleksander Cybulski prowadził mnie w IV ligowym Chwaszczynie, gdzie razem robiliśmy awans do III ligi.
Przodkowo w której lidze wtedy grało? Poszedłeś na kolejne wypożyczenie z Lechii czy to już był transfer definitywny?
To już było poza Lechią. GKS Przodkowo to była IV liga. Później był też awans do III, ale ja już wtedy odszedłem. W Przodkowie trenował mnie Sebastian Letniowski, który prowadził też Radunię Stężyca, a obecnie Cartusię Kartuzy grającą w III lidze. Jego dwóch synów gra w ekstraklasie, jeden w ŁKS, a drugi w Ruchu.
Przystanek Jaguar Gdańsk.
Było trochę tych klubów. W Jaguarze byłem łącznie dwa razy, ale to wszystko to IV i V ligowe rozgrywki. W Jaguarze mnie prowadzili Szymon Hartman obecnie szkoleniowiec Raduni Stężyca grającej w II lidze oraz Jacek Paszulewicz, którego nie trzeba nikomu przedstawiać.
A jak trafiłeś do szwedzkiego Gullringen Goif?
Przez jednego z trenerów z Gdańska. Wspominałem o nim przy KS Chwaszczyno. Aleksander Cybulski to były zawodnik m. in. Lechii Gdańsk, który grał w słynnym meczu z Juventusem. Tak na prawdę dostałem telefon z dnia na dzień, że potrzebują lewonożnego zawodnika ofensywnego. Poleciałem na tygodniowe testy, spodobałem się im, więc się dogadaliśmy. W Szwecji w 3 lidze spędziłem rok, być może przygoda trwała by dłużej gdyby nie złamanie trzeciej kości w śródstopiu.
Bardzo miło wspominam pobyt w Szwecji, zupełnie inne podejście niż w Polsce. Mimo, że była to 3 liga, to poziom sportowy bardzo wysoki, na tym poziomie było bodajże z 4-5 trenerów. To było dla mnie dużym szokiem. Tą miejscowość można było nazwać wioską, bo mieszkało tam bodajże 600 osób. W tym miasteczku/wsi były 3 boiska, siłownia, basen, pole golfowe, boiska do tenisa, koszykówki itp. Nazywano to tzw. wioską sportową. Tam wszyscy praktycznie poruszali się rowerami.
Później Orzeł Trąbki Wielkie, Olimpia Osowa, Portowiec Gdańsk i Ogniwo Sopot. Opowiedz o każdym tym klubie i czasie tam spędzonym.
Orzeł Trąbki Wielkie współpracował z Lechią, była to IV liga, a drużynę prowadził Jacek Grembocki. W składzie byli Jacek Cuch, Olek Cybulski, Sebastian Mierzejewski, Paweł Piotrowski i Maciek Gemborys. Skład jak na IV ligę mega mocny oraz fajny projekt, bo sponsorem naszej drużyny był jeden z udziałowców Polonii Warszawa. Po jednym sezonie Jacek Grembocki został trenerem Polonii Warszawa.
Olimpia Osowa to klub grający w V lidze. Spędziłem tam ok 3 lat. Była bardzo fajna drużyna, w której grało trochę chłopaków z Lechii oraz z Arki. Ciekawa piłkarska mieszanka była w tej drużynie. Bardzo miło wspominam ten okres i tu zaliczyłem ciekawą przygodę, bo zagrałem na bramce. W 60 minucie stanąłem w bramce po czerwonej kartce dla naszego bramkarza. Wynik 0:0, więc zagrałem na 0 z tylu.
Portowiec Gdańsk to już zupełna emerytura, jeśli mogę tak to nazwać. Mieszkałem nie daleko boiska i kiedyś spotkałem trenera w sklepie. Tak od słowa do słowa zgadaliśmy się, że przyjdę na trening. Miałem mało czasu, bo żona w ciąży, ja pracowałem w stoczni i czasowo ciężko było to wszystko pogodzić. Dzięki bliskości boiska wszystko się udało, bo treningi były pod wieczór. Później z zawodnika zrobili ze mnie grającego trenera. Broniłem się przed tym rękoma i nogami. W swojej przygodzie bez papierów zrobiłem z chłopakami historyczny awans z klasy A do V ligi.
Kolejnym moim przystankiem, ale już jako trenera było Ogniwo Sopot. W klubie z Sopotu już byłem po kursie UEFA C. W pierwszym roku również zrobiłem awans z klasy A do V ligi. Później, jako beniaminek, otarliśmy się o awans do IV ligi.
Zawinąłeś do kolejnego portu, tym razem w Nowym Dworze Gdańskim. Dlaczego akurat Żuławy?
Tak, jak na razie jest to ostatni klub jaki prowadziłem. Dlaczego Żuławy? Żona tu się urodziła, kończyliśmy w sumie budowę domu, więc wszystko mieliśmy na miejscu. Żona miała swój salon już w Nowym Dworze Gdańskim. Dzieci już chodziły do przedszkola, więc dla mnie była to idealna opcja. Zrobiłem przy okazji kurs UEFA B. Ten kurs robiłem z Krzyśkiem Bąkiem, Marcinem Pietrowskim, Tomaszem Mikołajczakiem. Była mocna ekipa na kursie. Do Żuław sprowadzał mnie na trenera Krzysiu Pilarz, były ligowy bramkarz, a wtedy działacz klubu.
Jak dobrze pamiętam to miałeś ciekawe staże trenerskie. Przypomnij gdzie je odbywałeś?
Na stażu trenerskim byłem w Zagłębiu Lubin, Widzewie Łódź, Olimpii Elbląg, Raduni Stężyca. Poznałem świetnych ludzi i odwiedziłem starych znajomych w Lubinie.
Kurcze to kontuzje też Ci nie pomagały w rozwinięciu skrzydeł. Myślisz, że to przeciążenia treningowe doprowadziły do kontuzji czy po prostu miałeś pecha.
Wiesz co uważam, że przeskok z juniora do seniora był za gwałtowny, nie wyglądało to jak teraz, że trenerzy powoli wprowadzają młodych chłopaków. Obecnie bazuje się na indywidualnych obciążeniach, biega się na gps plus różne badania, a wtedy wszyscy byli wrzucani do jednego wora i trzeba było zapierdzielać. Teraz jest inna technologia i podejście do zawodników.
Utrzymujesz nadal kontakt z kolegami z Lubina?
W Zagłębiu cały czas mam kontakt z Jackiem Jurkiewiczem i Krzysiem Ciuksą, czasami były telefony żebym jakiegoś chłopaka zobaczył albo ocenił. Jak mogę pomóc to zawsze to zrobię. Swego czasu miałem też kontakt z Wackiem Wachnikiem, ale ostatnio jakoś nam się kontakt urwał. Oczywiście muszę wspomnieć też o Wojtku Olszowiaku, którego pozdrawiam.
Czym dla Ciebie jest Zagłębie Lubin?
Najwięcej zawdzięczam Zagłębiu. Mam ten klub w sercu i jest dla mnie najważniejszy. Cały czas bacznie śledzę i obserwuje poczynania w lidze. Czasami również jeżdżę na mecze do Lubina. Nawet dzisiaj jak oglądam mecz, bądź jestem na stadionie w Lubinie to serce bije mocniej! W moich żyłach od małego płynie miedziano-biało-zielona krew aż do teraz. Nawet moje dzieci „zaszczepiłem” Zagłębiem! Moja córka 5-letnia Blanka jak oglądam w domu mecz to przychodzi do mnie i kibicuje krzycząc „Zagłębie!”. Ten klub do końca życia będę miał w sercu! Zawsze kibicowałem, kibicuje i będę kibicować!
Co obecnie porabiasz?
Na chwile obecna odpoczywam od piłki, ale planuję i zastanawiam się nad kursem UEFA A. Odwiedziłem niedawno Lubin i byłem na meczu z Ruchem Chorzów. Fajnie się patrzy na wychowanków, którzy po latach wrócili do Lubina, kibicuje Arkowi Woźniakowi i Damianowi Dąbrowskiemu. Mam rozeznanie wśród klubów na Pomorzu czy Trójmieście i zdarza mi się doradzać lub podpowiadać znajomym o młodych talentach. Jestem otwarty na nowe wyzwania. Kocham piłkę nożną i wszystko co z nią związane.