Kilka lat temu Mateusz Dróżdż zapowiadał budowę hali dla Zagłębia Lubin, zaczął działać, na horyzoncie pojawiły się kolejne inwestycje. Niestety od jego odejścia te piękne plany nie zostały zmaterializowane. Faktycznie budowa takiego obiektu, klubowego muzeum czy inwestycje na samym stadionie, które poprawią komfort oglądania meczów, są tak trudne, czy to kwestia braku zaangażowania, pasji i przysłowiowej obrotności u następców?
– Ciężko mi powiedzieć, czemu wycofano się z tych pomysłów. Hala, czy też balon, to myślę jedna z niewielu rzeczy, jakiej brakuje akademii Zagłębia Lubin, której infrastruktura imponuje wszystkim w Polsce. Kwestia muzeum i pubu miała być zlokalizowana w okolicy starych szatni koło stadionu górniczego. Teraz można gdybać, dlaczego te projekty nie zostały zrealizowane i też dlaczego mi się to nie udało. Szkoda, bo te inwestycje w mojej ocenie powinny być zrealizowane już za mojej kadencji.
Dla mnie temat bardzo ważny to klubowe muzeum. Pan zapoczątkował na stadionie Zagłębia Lubin salę pamięci, która docelowo miała się rozwijać w coś większego. Jakie możliwości promocji marki Widzewa daje Panu klubowe muzeum? Na jakich zasadach klub współpracuje z historykami i kolekcjonerami widzewskich pamiątek?
– Muzeum to fantastyczna rzecz, szczególnie dla młodszych kibiców, gdzie można ich uczyć historii. To także realizacja celów promocyjnych, bo każdego gościa, który nie jest stałym bywalcem meczów piłki nożnej można w to miejsce zaprowadzić. W Widzewie niestety muzeum nie należy do klubu a do stowarzyszenia, więc szczegóły współpracy z historykami nie są mi do końca znane. My w Widzewie realizujemy wiele wydarzeń historycznych, np. na ostatnim meczu mieliśmy obchody 40-lecia awansu Widzewa Łódź do półfinału Pucharu Mistrzów. Organizujemy też giełdę kolekcjonerską. O historię trzeba dbać i ją pielęgnować, ale w moim odczuciu trzeba tworzyć ją na nowo. W Lubinie muszę przyznać, różnie z tym bywało, bo przez to, że zarządy wielokrotnie były „napływowe” i nie miały dużo czasu na działania, to ten aspekt uznawano wielokrotnie za nieważny. W Widzewie z kolei działało to w drugą stronę.
A gdyby tak wysłać pracowników Zagłębia do Łodzi, by podpatrzyli jak obsługuje się kibiców/ klientów, jak się z nimi komunikuje, jak dba się o legendy i tradycje… Zgodziłby się Pan latem przyjąć kilka takich osób na staż?
– Pewnie, że tak. Przy okazji meczu w Łodzi, pokazywaliśmy też funkcjonowanie Widzewa w dniu meczowym. Ale czerpiemy też z działań Zagłębia, bardzo często np. proszę księgowość Widzewa o kontakt z niezastąpioną Panią Ireną z Zagłębia. Muszę powiedzieć, że oddzielając sport i wynik, Zagłębie Lubin pod względem administracyjnym, księgowości, czy nadzorczym jest klubem bardzo dobrze funkcjonującym. I z tego też chcemy czerpać, aczkolwiek trzeba pamiętać, że Widzew jest całkiem innym klubem z o wiele większą społecznością.
Frekwencja na Waszym stadionie, zaangażowanie i pasja u młodych kibiców potwierdzają, że warto walczyć o fanów. Jak Widzew dba o to by stadion wciąż był pełny, by ludzie zwalniali miejsca, które mają zagwarantowane z karnetów?
– Szczerze, ja nie potrafię tego wytłumaczyć wprost od A-Z. To pewien fenomen społeczny. Tutaj obecność na stadionie przechodzi z pokolenia na pokolenie. Dwa, tutaj wielokrotnie na stadion przychodzi się dla samej atmosfery. To także kwestia miasta. Łódź jest bardzo charakterystyczna, której jedną z największych atrakcji jest Widzew. Tutaj jest niezliczona ilość fanklubów. Takich „Bolesławców” tutaj jest bardzo dużo. A my wprowadzamy wiele aspektów komunikacyjnych, CSR, sprzedażowych, które są adresowane do naszych kibiców. Tutaj kibice żyją Widzewem 7 dni w tygodniu 24 na dobę. To środowisko często fanatyczne, które powoduje, że ja jako prezes Widzewa Łódź jestem osobą publiczną. Wychodząc do sklepu i na stacje benzynową rzadko się zdarza, abym z kimś nie robił zdjęcia, albo nie zamienił paru słów na temat Widzewa.
Jako człowieka z Lubina boli Pana obecna sytuacja? Zagłębie rozpaczliwie broni się przed spadkiem, a Pana Widzew może nas pogrążyć.
– Ciężko mi się wypowiadać na ten temat. Oglądam mecze Zagłębia, jestem w kontakcie z wieloma osobami z klubu i ze środowiska kibiców. Ten klub wychował mnie na trybunach, a potem w gabinetach prezesów. Dzięki niemu mam wszystko, na co potem ciężko zapracowałem. Wiem, że wiele osób ma mi za złe wpis na twitterze po meczu na Widzewie, ale on był skierowany do osób, które doprowadziły do mojego zwolnienia i to w dniu mojego ślubu. Nigdy Zagłębia nie będę obrażał, tak samo jak Widzewa. Są to kluby, gdzie pierwszy mnie wychował, a drugi pozwala się rozwijać. A dla osoby, która była wielokrotnie na meczach w Lubinie i mieszkała tam ponad 20 lat będzie to trudny mecz. Chciałbym, aby Widzew wygrał w tym meczu, a potem we wszystkich innych Zagłębie zdobyło 3 punkty. Miejsce Widzewa jest w ekstraklasie, tak samo jak Zagłębia.
Ciężko okiełznać Bohara czy Żivca? Za Pana czasów jednak potrafili być wartością dodaną dla Zagłębia.
– To głównie zasługa Bena Van Daela i sztabu, który wtedy funkcjonował. Wydaje mi się, że wtedy mieliśmy najlepsze skrzydła w Polsce. Mam kontakt z Damianem Boharem i nigdy nie miałem z nim problemów wychowawczych itd. Uważam, że jest świetnym piłkarzem.
Dziś chyba Pan nie żałuje, że Zagłębie przebiło Widzew i Piotr Burlikowski wybrał ofertę pracy w Lubinie. Widzew robi dobre transfery, Zagłębie… lepiej nie mówić. Jak wygląda proces zatwierdzania transferu w Widzewie? Ile osób jest w to zaangażowanych?
– Nie raczej tak do tego nie podchodzę. Nie wiem, jakby wyglądała praca Piotra w Widzewie. Procedura transferowa w Widzewie jest identyczna, jak była w Zagłębiu. Muszę stwierdzić, że różnica jest przede wszystkim w scoutingu. On w Zagłębiu dopiero po przyjściu Jarka Gambala zaczął funkcjonować, w sensie jako odrębna komórka w pionie sportowym. W Widzewie już to funkcjonowało, czyli de facto w transfer jest zaangażowany scouting, dyrektor sportowy, księgowy, zarząd, rada nadzorcza i sztab.
Widzew ma mnóstwo mediów wokół siebie, klubowych i nieoficjalnych, teraz doszedł jeszcze Canal+ kręcący serial o życiu klubu. Czy łatwo jest ogarniać klubową komunikację w takich warunkach, bo wiadomo że nad kanałami zewnętrznymi i tymi nieoficjalnymi, kibicowskimi nie macie jako klub kontroli?
– To, że doszło do nawiązania współpracy z Canal Plus jest także pokłosiem tego, że poznałem Maćka Klimka za czasów Zagłębia Lubin. Komunikacja w Widzewie jest bardzo specyficzna, bo zasób źródeł jest o wiele szerszy niż w Zagłębiu. Tutaj każdy tweet, chociażby mój, jest analizowany na 10 różnych sposobów. Jest też mnóstwo portali kibicowskich, z niektórymi współpraca początkowo była ciężka, ale teraz jest już wszystko w najlepszym porządku. Najważniejsza jest kwestia komunikacji kryzysowej, tutaj ona występuje bardzo często.
Czy przedmeczowa gazeta była dobrym rozwiązaniem, czy Zagłębie zbyt pochopnie z niej zrezygnowało? Jakie powody zadecydowały o podobnym ruchu w Widzewie?
– Chodzi tylko o kwestię kosztów. Niestety takie formy kontaktu z kibicami już raczej się nie sprawdzają. Generacja Z, czy ALFA nie jest zainteresowana takimi źródłami informacji.
Wiele się mówiło o Pana konflikcie z władzami Łodzi. Jak można to porównać z relacjami jakie były w Lubinie i co Pana najbardziej zdziwiło w tej kwestii pracując w Łodzi?
– W Lubinie też tej współpracy nie było, ale też nie było prób wywarcia wpływu na klub. Aczkolwiek niestety na mój czas w Lubinie przypadła kwestia wypłaty zaległego podatku i to spełniliśmy na rzecz miasta. Widzew Łódź jest całkowicie innym klubem, odbudowanym przez wiele osób, także powiązanych z miastem i teraz one oczekują pewnego rodzaju nazwijmy to „podziękowania”. Nie oceniam teraz czy powinny, ale to sprawa wielce złożona. Dla mnie wzorową współpracą była ta w Polkowicach z Burmistrzem Łukaszem Puźnieckim.
Tak z ręką na sercu, a może Pana wypowiedź da niektórym do myślenia. Ile czasu prezes Dróżdż jest codziennie w pracy – ciałem, ale też myślą?
– 7 dni w tygodniu, 24 na dobę. I dlatego bardzo dziękuję mojej Żonie, Rodzinie, że to wytrzymują.
Czy powrót do Lubina na stadion Zagłębia będzie sentymentalny?
– Pewnie. Pierwszy raz wrócę do Lubina jako gość i ciężko będzie iść z tunelu w lewą stronę a nie prawą, ale przyjeżdżam z Widzewem i z tego jestem dumny. Mam mieszkanie w Lubinie, przyjeżdżam tam odpoczywać, co kiedyś było nie do pomyślenia oraz odwiedzić rodzinę. Zostawiłem w Zagłębiu wiele sił i serca, ile mogę tyle staram się oglądać mecze Zagłębia. W miejscu gdzie będzie mecz, kiedyś jeździłem rowerem i jako 7 latek zbierałem autografy, ale to już historia. Zobaczę wielu znajomych. W jakimś tam stopniu obawiam się reakcji kibiców Zagłębia, ale życie toczy się dalej i przyjeżdżam do Lubina jako gość – prezes wyjątkowego klubu Widzewa Łódź. Nigdy nie unikam odpowiedzi skąd pochodzę i gdzie stawiałem pierwsze kroki. Zawsze o tym będę pamiętał, ale teraz działam w innym klubie i koncentruje się na pracy w Łodzi.
Jakiego meczu się Pan spodziewa?
Ciężko mi powiedzieć. My jesteśmy w kryzysie i każda z drużyn potrzebuje punktów. Wydaje mi się, że może być to mecz walki, nie do końca atrakcyjny dla widzów, bo kalkulacja punktów jest ważniejsza w tym momencie od gry.