Gdyby spojrzeć na Zagłębie Lubin tylko przez pryzmat miejsca w tabeli, można byłoby zakładać, że w Lubinie panują minorowe nastroje, a kibice z niepokojem spoglądają na kalendarz wiosennych rozgrywek. Nic bardziej mylnego. Co prawda do hurraoptymizmu raczej mi daleko, ale już ostrożny optymizm będzie określeniem chyba najbliższym prawdy.
Sytuacja Zagłębia Lubin w tabeli jest nie do pozazdroszczenia. Zespół zajmuje 14 pozycję, ma tylko 4 punkty przewagi nad strefą spadkową, a gdyby brać pod uwagę ostatnie ligowe spotkania, to jedna wygrana od początku października z pewnością nie napawa optymizmem. Co zatem sprawia, że raczej spokojnie podchodzę do czekającego nas w najbliższych dniach wznowienia rozgrywek.
Słowo klucz do zrozumienia całości brzmi: Zmiany.
Zmiana warty
Z wielką ulgą przyjąłem informację o odwołaniu z funkcji poprzedniego już prezesa zarządu. Specjaliści z Twittera, jak nazwał nas na początku swojej przygody z Miedziowymi Jankowski Artur okazali się mieć rację, poddając w wątpliwość zasadność wyboru go na sternika Zagłębia. Trudno więc się dziwić, że zaraz po ogłoszeniu jego odwołania odżyła w nas nadzieja, iż klub powoli wróci na odpowiednie tory. Nie jest bowiem tajemnicą, że lista najróżniejszych jego przewin była dość spora.
Gdy po czasie jego zmiennikiem został rodowity Lubinianin, można było w ciemno zakładać, iż z miejsca poprawi się przede wszystkim atmosfera wokół klubu. Michał Kielan zrobił jednak coś więcej, bo już na pierwszą swoją konferencję prasową jako szefa Miedziowych zabrał świeżo nominowanego szefa pionu sportowego, Piotra Burlikowskiego. Burlikowskiego, który w Lubinie zostawił po sobie opinię fachowca i profesjonalisty.
Chwilę później zmienił się również szkoleniowiec. Dariusza Żurawia, który z tygodnia na tydzień coraz bardziej wydawał się zdesperowany w swoich poczynaniach, zastąpił Piotr Stokowiec i od tego momentu stało się dla mnie jasne, że zima w Lubinie upłynie pod znakiem rewolucji. Ofensywa w gabinetach, która dotknęła również szefa skautów, biuro prasowe oraz dyrektora ds. PR i marketingu, była tylko potwierdzeniem, że właściciel miał dość pogarszającej się coraz bardziej sytuacji. Postanowiono zrobić z tym porządek, powierzając misję odbudowy wizerunku klubu, jak również sytuacji sportowej nowym ludziom. A to oznaczało jedno. Po rewolucji w gabinetach przyjdzie czas na rewolucję w szatni.
Transfery
Porządki rozpoczęły się od środka defensywy. Tracące zatrważające ilości bramek Zagłębie (najwięcej w lidze) nie mogło się dłużej opierać na dotychczasowych stoperach Simicu i Panticu. Obu graczy więc z klubem musiało się rozstać, a sprawę z pewnością ułatwił fakt, iż umowy obu tych graczy kończyły się z końcem tego sezonu. Kibice chętnie pozbyliby się jeszcze Solera, ale nie dość, że obecnie jest kontuzjowany, to w dodatku ma jeszcze półtoraroczny kontrakt.
Gdy dodamy do tego kontuzję Kamila Kruka, stanie się jasne, że na tej pozycji wzmocnień było potrzebnych kilka. Sprowadzono zatem zbierającego dobre oceny gracza Warty Poznań, Aleksa Ławniczaka, oraz doskonale znanego w Lubinie Bartosza Kopacza. To właśnie na nich ma opierać się głównie gra obronna na wiosnę, co oznacza, że Kruk, gdy wróci do zdrowia, będzie musiał pozycję na boisku wywalczyć sobie od nowa.
Drugą największą bolączką Zagłębia był napastnik. Sprowadzony przed sezonem na wypożyczenie Tomáš Zajíc nie spełniał pokładanych w nim nadziei, co często kończyło się przesuwaniem na tę pozycję Patryka Szysza, przez co zespół dużo tracił na mobilności. Życie pokaże, czy sprowadzony z FK Jablonec Marin Doležal udźwignie ciężar odpowiedzialności, czy będzie kolejną pozycją na liście napastników Zagłębia mających problemy ze zdobywaniem bramek.
Największe ożywienie jednak dotyczy transferu dość nieoczekiwanego. Jeśli chciano nim przykuć uwagę osób, które na stadion Zagłębia od jakiegoś czasu chodzić przestały, to sądzę, że zrobiono to odpowiednio. Aleksandar Šćekić przejęty od Partizana Belgrad to nie kolejny anonimowy piłkarz z byłej Jugosławii. To etatowy reprezentant Czarnogóry, a takie transfery w ekstraklasie zdarzają się niezwykle rzadko. Jeśli więc swoją markę potwierdzi (z tym bywa różnie), to może to być hitowy ruch transferowy.
Przede wszystkim utrzymanie
Tak wiele oczekiwanych zmian w tak krótkim terminie oraz zdecydowany sposób, w jaki Zagłębie działało na rynku transferowym, musiało odnieść skutek w postrzeganiu samego klubu jak i szans na utrzymanie. I odniosło. Kluczowy w mojej opinii jest tu Piotr Burlikowski, który mając chwilę czasu na przyjrzenie się zespołowi, zanim przerwa w rozgrywkach nastąpiła, miał szansę, aby te zmiany przygotować. I trzeba przyznać, że na papierze wyglądają naprawdę solidnie.
Drugim elementem jest osoba Piotra Stokowca. Owszem, bywa krytykowany za często zbyt pragmatyczny, żeby nie powiedzieć asekuracyjny styl gry jego zespołów, ale udowodnił już nie raz, że krótkoterminowo potrafi odmienić oblicze zespołów. Tak było za jego pierwszej kadencji w Lubinie, gdy zaraz po powrocie do Ekstraklasy, Zagłębie zdobyło brązowy medal MP. Tak było też w Gdańsku, gdzie zespół pod jego wodzą grał widowiskowo, co zaowocowało brązowym medalem oraz pucharem polski.
Oczywiście cel będzie determinował wiele rzeczy, jak choćby styl. Nie spodziewam się Zagłębia grającego otwarty futbol, przynajmniej do czasu, gdy spadek będzie już matematycznie niemożliwy. Dominował będzie pragmatyzm i hasło „Przede wszystkim nie stracić”, szczególnie że dopiero w marcu do gry wracać ma Filip Starzyński. Może się to również odbić na ilości minut, które będą otrzymywać młodzi zawodnicy, ale to cena, którą musimy zapłacić, za wynik uzyskany w pierwszych 19 kolejkach tego sezonu.
O tym co czeka nas dalej, dowiemy się stosunkowo szybko. W pierwszych kolejkach po restarcie czekają nas bowiem 4 trudne sprawdziany. Na pierwszy ogień zagramy z zamieszaną w walkę o spadek Legią, która jeszcze niedawno urządziła nam przy Łazienkowskiej ostre lanie. Skala trudności jeszcze wzrośnie, gdy w kolejnym spotkaniu zmierzymy się z Pogonią. W Szczecinie ostrzą sobie zęby na walkę z Lechem i Rakowem do końca o tytuł, więc nikt tam pewnie nie zakłada żadnej straty punktowej. Koniec lutego to mecze z Płocką Wisłą i Śląskiem i jeśli mamy myśleć o utrzymaniu, a także zrehabilitować się za upokarzające porażki (szczególnie tą w Płocku) musimy te mecze wygrać.
„Oby do wiosny” chciałoby się rzec i się cieszę na myśl, że to już za tydzień!
Kamil Kruk odchodzi do Fenerbahce: https://twitter.com/erdemfb13/status/1487514820178030597