Wojciech Olszowiak urodzony 7 sierpnia 1981 r. w Lubinie. Wychowanek Zagłębia Lubin. W wieku juniora grał wcześniej w Amico Lubin. W piłce seniorskiej grał również w takich klubach jak: Czarni Żagań, Motobi Bystrzyca Kąty Wrocławskie, Górnik Polkowice, BKS Bolesławiec czy Stal Chocianów.
Jak rozpoczął Pan przygodę z piłką nożną?
Pierwsze kroki stawiałem pod okiem trenera Janusza Stańczyka, który był nauczycielem WF-u w szkole podstawowej nr 5. Tam mnie zobaczył i zabrał na trening. Wtedy jeszcze nie było mojego rocznika w Zagłębiu Lubin i zaczynałem ze starszymi chłopakami.
Potem przejął mnie trener Rak i grałem w roczniku 1981, gdzie trenowałem razem z Kazimierczakiem czy Puchalskim. Musiałem jednak opuścić szeregi tej grupy, ponieważ na jednym z treningów złapałem za „gardło” jednego z chłopaków – chyba Grzesia Ussa, którego serdecznie pozdrawiam.
Zaistniała sytuacja zmusiła mnie do odejścia do Amico Lubin i tam razem z Łukaszem Sowieckim zaczęliśmy trenować pod okiem trenera Stanisława Flądro. W tym czasie zaczęły przychodzić do Amico pierwsze powołania do kadry OZPN Legnica do swojego i starszego rocznika.
Jak wyglądało szkolenie młodzieży szczebel po szczeblu na Pana przykładzie? Którzy trenerzy Pana prowadzili w juniorach i jak ich Pan wspomina?
Jeśli dobrze sobie przypominam, to w szkole nigdy nie lubiliśmy rozgrzewki. Wtedy robiliśmy slalom między piłkami i następnie na materacach przewrót w przód i w tył, później znowu slalom itd. Podobnie to wyglądało u trenera Janusza Raka. Koordynacja ruchowa, przyjęcie piłki w odpowiednim kierunku, dyscyplina.
W tym czasie powstawał pierwszy rocznik klasy sportowej przy Zagłębiu, chyba od 4 klasy podstawowej ściągali najlepszych w całym Lubinie. Początkowo się zgodziłem na tę klasę, ale później w ostatniej chwili zmieniłem zdanie. Byłem jedyny spoza tej klasy sportowej na treningach. W tej klasie panowały pewne zasady: Jak dostaniesz dwójkę czy jedynkę na lekcji, to nie trenujesz. Kuźwa, w taki sposób nie zaliczyłbym żadnego treningu. Nie byłem orłem i miałem same mierne i szóstkę z WF-u. Jak już mówiłem wcześniej przez incydent z Grześkiem i tak musiałem opuścić grupę.
Z Amico przeniosłem się do SMS Wrocław i było to związane z osobą trenera Krzysztofa Paluszka. W SMS-ie były większe środki finansowe i większe możliwości, podwaliny pod profesjonalną piłkę.
Etap juniora to dla mnie półroczne wypożyczenie z SMS Wrocław do Górnika Polkowice, w którym poznałem trenera Janusza Przybyło. Fantastyczny człowiek, który dałby się pokroić za swoją drużynę. W tym zespole grał Jeziorny, Bugaj z pierwszej drużyny. Z wieku juniora dosyć szybko przeskoczyłem do seniorów w trzeciej lidze.
Jak wspomina Pan turnieje i rozgrywki juniorskie? Jak Zagłębie Lubin i Amico Lubin wyglądało na tle innych drużyn?
Najlepszy okres w mojej piłkarskiej „karierze”. Otrzymałem pierwsze powołanie do OZPN Legnica, potem DZPN i Mistrzostwo Polski z nimi. Byłem wtedy królem strzelców, otrzymałem tytuł najlepszego zawodnika turnieju. Powoływano mnie od najmłodszej kadry do U-18. Te emocje podczas hymnu Polski, wygrana z Anglią po mojej bramce. Tego nikt mi nie zabierze! Wspaniałe chwile w kadrach juniorskich z Jakubem Puchalskim i Krzysztofem Kazimierczakiem (tutaj).
W lidze Zagłębie biło każdego i wszędzie zaczynali liczyć wynik od 5:0. Jeżeli chodzi o Amico i mój rocznik to wstydu nie było. Zajmowaliśmy drugą lub trzecią pozycję w rozgrywkach. Trzeba szczerze przyznać, że Zagłębie było poza konkurencją.
W jaki sposób trafił Pan do SMS Wrocław?
Miałem już występy w kadrach OZPN, DZPN. Pierwsze powołania na konsultacje oraz mecze w kadrze, którą trenował Krzysztof Paluszek, dały zainteresowanie moją osobą. To on zaproponował mi przejście do SMS-u. Oczywiście były tam jakieś testy sprawnościowe itd., ale raczej mnie i „Kazia” (Krzysztof Kazimierczak) nie przestraszyły. Rozmowy między Amico i SMS-em Wrocław były bezproblemowe i w ten sposób zawitałem do Wrocławia.
Kluczową rolę w moim sprowadzeniu odegrał trener Paluszek.
Pamięta Pan, gdzie drużyny juniorskie jeździły na obozy sportowe? Jak to wyglądało z perspektywy zawodnika?
W SMS-ie Wrocław obozy były bardzo starannie przygotowane. Wybierano hotel, przy którym musiały być boiska oraz siłownia. Warunki musiały być najlepsze i umożliwiające nam treningi. Do tego w moim przypadku dochodziły zgrupowania i obozy na kadrze. Tutaj podobnie jak w SMS-ie popularny był ośrodek w Słubicach przy stadionie. Wyjeżdżaliśmy też do Czech, ale nie pamiętam nazwy miejscowości.
Treningi były zróżnicowane w zależności, na jakim etapie byliśmy. Do dziś pamiętam jeden trening u Pana Klepaka. Uczył nas gry w systemie 4-4-2. Było to po przegranym porannym sparingu, z którego nie był zadowolony. Po południu przez ponad 2,5 godziny przesuwaliśmy się formacjami przywiązani do jakichś sznurków w pełnym słońcu.
Proszę przybliżyć swoją karierę reprezentacyjną w wieku juniora?
Pierwsze powołanie na konsultacje przyszło do Amico Lubin. Jeśli dobrze pamiętam, przekazał mi je Stanisław Flądro, który był moim trenerem. Oj, co to była za radość. Do kadry powoływano mnie do 17 roku życia. Z Lubina na kadrę jeździł ze mną Krzysztof Kazimierczak i Jakub Puchalski. Statystyki nie podam Ci dokładnie, pewnie leżą gdzieś w szafie u Krzysztofa Paluszka. Zaryzykuje i powiem, że z 30 spotkań było spokojnie.
À propos kadry, to przypomniała mi się taka śmieszna sytuacja z turnieju we Francji. Kaziu przerywa akcje na środku boiska, bo jadą z kontrą po stałym fragmencie gry. Jest gwizdek, obok przebiega Jakub Puchalski, który wraca na swoją pozycję i sędzia daje mu żółtą kartkę. Jego słowa do sędziego były bezcenne: „Referi, kurwa, to nie ja!”. Do dzisiaj jak się spotykamy, to śmiejemy się z tej sytuacji.
Czy pamięta Pan pewnych Turków z jednego z międzynarodowych turniejów i ich pobyt w hotelu?
Tego nie pamiętam, ale po Twoim przybliżeniu sytuacji przypomniała mi się inna historia.
Na Mistrzostwach Polski siedzieliśmy w jednym pokoju z chłopakami ze Śląska, oczywiście Górnego – bo z tymi z Wrocławia, to w pokoju raczej bym długo nie usiedział – i wchodzi Pani sprzątająca z pytaniem do naszego kolegi „Panie trenerze, czy można tutaj posprzątać?”. Kolega miał brodę i wzrost, jak ci wspomniani przez Ciebie tureccy zawodnicy.
W jaki sposób trafił Pan do Czarnych Żagań?
Za namową słynnego Lulka. Czarni potrzebowali młodzieżowca i ja się nadawałem idealnie. Trenerem był tam Marek Chojnacki, a do ligi zostało raptem dwa dni. Pojechałem tam, ale po tym co zobaczyłem na miejscu, podziękowałem im po dwóch dniach. Swoją drogą musieli ładnie się wku…. Byłem już zgłoszony do ligi, a Lulek dostał białej gorączki zamiast kasy.
Pan Zygmunt Kogut przypomniał mi o Pana czerwonej kartce w meczu w Grodzisku. Jakie emocje Panu towarzyszyły? Ponoć na ten mecz jechała Pana narzeczona, ale mimo tego, że się spóźniła i wszedł Pan z ławki, nie zdążyła zobaczyć Pana w akcji.
Debiut miałem trochę wcześniej za trenera Jabłońskiego z Pogonią Szczecin u nas. Było to po słynnym występie naszej drużyny w Grodzisku. Nie chciało im się biegać, a że nasza „kibicowska sekcja sportowa” była jedną z najlepszych w Polsce, to wytłumaczyła pseudo dyrektorowi co o tym wszystkim myśli.
Wcześniejsze rozmowy z panem Lulkiem kończyły się stwierdzeniem, jak chcesz oglądać chłopaków z Lubina, to idź sobie na rezerwy!
Wracając do meczu w Grodzisku i czerwonej kartki. Wtedy narzeczona, a dziś już żona, studiowała na Akademii Rolniczej w Poznaniu (obecnie uniwersytet). Na ten mecz jechała PKS-em z Poznania do Grodziska i w radiu usłyszała „Wprowadzony przed chwilą Wojciech Olszowiak otrzymał czerwoną kartkę”.
Czy pamięta Pan, co powiedział mu trener, gdy w trakcie meczu wchodził na boisko? Jak w Grodzisku to na Pana podziałało? Czy pamięta Pan tytuły, jakie po tym meczu pojawiły się w prasie?
Z tego co pamiętam były na szybko stałe fragmenty, co i jak się ustawiać oraz kilka słów od trenera Topolskiego „Wchodzisz i ostro z tym gościem, co biega na Twojej stronie’’. No to było ostro.
Był jeden taki artykuł w Przeglądzie Sportowym. Adam Topolski odkrył nową perełkę, w piłkę grać nie potrafi, czy coś o drwalu. Kurcze już nie pamiętam dokładnie. Wiem, że wtedy zadzwonił Jacek Jurkiewicz i się zapytał, czy mam już Przegląd Sportowy?
Zmienne koleje losu
Proszę przedstawić swoją historię w Zagłębiu?
Dostałem telefon od Lulka, który dowiedział się, że rezygnuje z SMS we Wrocławiu. Zadzwonił i zapytał, czy nie chce pojechać na turniej halowy do Zgorzelca z pierwszą drużyną. Miałem jeszcze wtedy fajną ofertę od Pana Sochy, który był dyrektorem czy managerem Aluminium Konin – dzisiaj śmieję się, że mógłby wtedy zadzwonić Berlusconi i tak bym wybrał Zagłębie.
Jeszcze za czasów Jabłońskiego byłem kilka minut na boisku, udało się strzelić bramkę w Pucharze Intertoto w Azerbejdżanie. Potem balansowałem między pierwszą a drugą drużyną. Jechałem na obóz przygotowawczy z pierwszą, a grałem w drugiej. Następnie trener Wiesław Wojno i zagranych kilka spotkań przed spadkiem. Wojnę zastąpił Adam Topolski.
Warto tutaj przywołać słynny mecz w Grodzisku i spadek z ekstraklasy. Nastąpiły duże zmiany w zarządzie klubu, trenerem pozostał Topolski. Przygotowania do sezonu odbyły się na Węgrzech. W ostatnim dniu obozu pojawia się prezes Fortuński i przedstawia nam nowego trenera, Żarko Olarevicia. Jakby nic się nie stało, całą drużyną wszyscy siedzieli przy stole na obiadku.
***
Za nowego trenera w pierwszym meczu pucharowym strzelam bramkę z Jagiellonią. Gram jeszcze pierwsze spotkanie z Areczką w Gdyni – wygrywamy po bramce Salamońskiego. Z Aluminium po słynnym rajdzie Krzysztofa Kazimierczaka przez całe boisko i strzale prawą nogą wygrywamy 1:0. W tym meczu dostałem mocno w kostkę, cały tydzień u masera w gabinecie, ale mimo wszystko wychodzę w pierwszym składzie na Jagiellonię i porażka. Po wyleczeniu kontuzji już nie było miejsca dla mnie nawet w meczowej osiemnastce.
Po tej sytuacji grałem mecze w drugiej drużynie, aż do przyjścia trenera Beska. Pamiętam, jak dzwonił do mnie Janusz Stańczyk, który był trenerem rezerw „Wojtek masz być dzisiaj na treningu pierwszego zespołu’’. Pomyślałem, że mnie wkręca. Po trzech treningach zagrałem mecz z Cracovią. W pierwszej drużynie jestem już do końca, do awansu. Zaliczam kilka meczów. Otrzymałem wiadomość od trenera Beska, że zostaje przy pierwszym zespole.
Podczas jednego z pierwszych sparingów strzelam brameczkę, wszystko fajnie się układa i nagle zachciało mi się wyskoczyć do górnej piłki z bramkarzem. Nie miałem szans tego wygrać, dostaję w żebra, na miejscu lekarz mówi, że jest wszystko ok. Po powrocie do domu nie mogłem oddychać, na drugi dzień pojechałem na badania – odma płucna. Tak się zakończyły przygotowania do ekstraklasy i wylądowałem w szpitalu. Następnie zostałem wypożyczony zimą 2004 r. do Motobi. Po powrocie z wypożyczenia grałem w rezerwach u trenerów Wojno i Wójcika.
Dlaczego został Pan wypożyczony do Motobi Bystrzycy Kąty Wrocławskie? Jak wyglądały Pana relacje z trenerem Beskiem?
Wpływ na to miała kontuzja. Później brak szans na grę i chęć odbudowania się. Pozytywnie na to wpłynęła również osoba trenera Pawłowskiego, który bardzo mnie tam chciał. Super człowiek i dobry trener. Moim zdaniem fajna przygoda, strzeliłem kilka bramek, ale mimo to spadliśmy z ligi.
Jak ocenia Pan działaczy Zagłębia Lubin z czasów swojej gry w klubie?
Dobrze napisałeś to byli działacze. Działali, aby jak najwięcej napchać do swojej kieszeni. Szkoda gadać o tych darmozjadach! Ucieszyłem się gdy na prezesa wybrano Mateusza Dróżdża. Moim zdaniem był prezesem z prawdziwego zdarzenia, który dbał o dobro klubu, a nie swoje interesy.
Którym trenerom zawdzięcza Pan najwięcej w swojej karierze?
Krzysiu, jaka kariera? Przeżyłem fajną przygodę, tak bym to nazwał. Co do trenerów to zdecydowanie Krzysztof Paluszek. Jeśli chodzi o moje pierwsze kroki w piłce to trener Janusz Stańczyk.
Kto ukształtował Pana jako piłkarza?
Oj tutaj to Ci nie odpowiem, bo będziesz miał pierwszy komentarz od Krzyśka Kazimierczaka „Jakiego piłkarza?’’.
Szukając informacji o Panu, natknąłem się na przerwę w karierze jesienią 2007 r. Czym była ona spowodowana?
Złamałem rękę w czasie meczu pucharowego z Chrobrym Głogów w rezerwach. Powiem szczerze, ten rok był zwariowany dla mnie.
Urodziła mi się córka. W tym samym miesiącu drugie Mistrzostwo Polski Zagłębia. Potem eliminacje do Ligi Mistrzów i super wyjazd do Bukaresztu jako kibic.
W jaki sposób trafił Pan do Górnika Polkowice? Co było przyczyną przenosin?
W Lubinie skończyła mi się umowa (to było zaraz po przerwie ze względu na złamaną rękę). Złapałem kontakt z Tomkiem Salamońskim. Górnik Polkowice wtedy grał w czwartej lidze dolnośląskiej. W Polkowicach zrobiliśmy w 4 lata, trzy awanse, w których miałem trochę udziału.
Fajna ekipa była. Grałem w ataku u boku Zbyszka Grzybowskiego. Była to dla mnie frajda grać z legendą Zagłębia. Tak à propos, to szkoda, że on nie pracuję w naszej klubowej akademii.
Jak potoczyła się dalsza Pana kariera? Proszę omówić swój pobyt w Górniku Polkowice, BKS-ie Bolesławiec i Stali Chocianów.
Do BKS-u Bolesławiec trafiłem za namową Marcina Cilińskiego. Wiedział, że mogę przyjść tylko na dwa miesiące. Ciliński grał trochę w piłkę i najważniejsze, że potrafił przekazać to młodym zawodnikom w Bolesławcu. Z tego co kojarzę, to teraz w akademii jest chyba nawet jeden chłopak z Bolesławca. Fajnie, że Akademia ma takiego trenera.
Po ponad roku bez piłki – nie liczę dwóch miesięcy u „Ciliny” – odezwała się do mnie Stal Chocianów prowadzona przez Zbyszka Grzybowskiego. Fajnie, że mogłem zagrać w trzech miastach, w których są FC Zagłębia Lubin: Bolesławiec, Chocianów, Polkowice.
Grał Pan u siebie w klubie, żył w swoim mieście, cieszył się sympatią kibiców, jeździł na młodzieżowe reprezentacje… Co poszło nie tak? Czy uważa Pan, że można było wycisnąć więcej ze swojej kariery? Jak Pan ocenia to po latach?
Co do piłkarskiej przygody to jestem dumny, że mogłem założyć koszulkę Wielkiego Zagłębia Lubin. Zagrać trochę minut w ekstraklasie i pierwszej lidze, strzelić bramkę w pucharach europejskich, pucharze polski i pucharze ligi. Pewnie można było zrobić więcej, ale niczego nie żałuję.
Czym obecnie się Pan zajmuje?
Obecnie pracuje w kopalni Lubin Główny. Cały czas też kibicuję najlepszej drużynie na Dolnym Śląsku.
Post scriptum
Mam taki mały apel na koniec do kibiców Zagłębia.
Wspierajcie WZL!!!