Dariusz Lewandowski

Dariusz Lewandowski jest wychowankiem Atestu Kielce, który poprzez Chrobrego Głogów trafił do Zagłębia Lubin, gdzie spędził siedem lat. Zawodnik takich klubów jak: Pogoń Szczecin, RKS Radomsko oraz klubów polonijnych w USA. Rozegrał 172 mecze w barwach Zagłębia Lubin i strzelił 7 bramek.

Dariusz Lewandowski na gali Hussars United
Dariusz Lewandowski na gali Hussars United

Jak wychowanek Atestu Kielce trafił do Chrobrego Głogów, a następnie do Zagłębia Lubin?

To jest ciekawa historia. Kończyłem 18 lat i ówczesny trener Atestu powiedział mi, że jeżeli chcę zaistnieć w poważnej piłce to najwyższa pora wyjechać z Kielc. Zaproponował mi grę w Chrobrym Głogów. Wraz z jednym z kolegów pojechaliśmy więc na sparing Chrobrego. Wpuszczono nas na drugą połowę i udało mi się strzelić bramkę. Koledze po tym meczu podziękowano, a mi kazano przyjechać na jeszcze jeden sparing. Po tym sparingu trener Antoni Konsewicz powiedział, że następny sparing będzie decydujący dla mojej dalszej przyszłości.

Na trzeci sparing jechałem całą noc, mimo zmęczenia wyszedłem na drugą połowę sparingu. Mecz tak się ułożył, że strzeliłem dwie bramki. Po meczu poproszono mnie na spotkanie z działaczami i zaproponowano mi grę w Chrobrym. Jako że pracowałem w Kielcach, to zrobiono moje przeniesienie do Huty Miedzi w Głogowie.

Cieszyłem się z tego transferu również ze względu na zmianę otoczenia. Mieszkałem w Kielcach na ul. Pocieszka. Wiadomo, jak wyglądało życie w blokowiskach. Obok mnie mieszkał choćby Liroy. Blokowiska ukształtowały mój charakter i można powiedzieć, że dzięki piłce nożnej wyszedłem na ludzi.

Atest Kielce otrzymał za mnie 500 tysięcy.

Jak układała się Panu współpraca z Mariuszem Olbińskim i czy nadal utrzymujecie kontakt?

W Chrobrym Głogów spędziłem pięć lat, grając w II i III lidze. Do przenosin wraz z Mariuszem Olbińskim (tutaj) do Zagłębia Lubin w głównej mierze przyczynił się Janusz Kubot. Z Mariuszem razem mieszkałem w Głogowie i wspólnie spędziliśmy służbę wojskową. Za trenera Stępczaka często wspólnie z Mariuszem dostawaliśmy kary za to, że się kłóciliśmy i wygłupialiśmy. Po treningach kazał nam zostawać i razem trenować, co w sumie wychodziło nam, jak i drużynie na plus.

Obecnie nie mam kontaktu z Mariuszem. Przed wyjazdem do USA ostatni raz z nim rozmawiałem i z tego co wiem mieszka we Francji.

Dariusz Lewandowski na obozie w Świeradowie styczeń 1997
Dariusz Lewandowski na obozie w Świeradowie styczeń 1997

Skąd boiskowa ksywa „Japa”?

Z tego co pamiętam, to w Głogowie mnie tak przezywali. Dlaczego Japa? Bo często mówiłem do kogoś, jak mi coś nie pasowało „Chcesz w japę?!” albo „Dostaniesz zaraz w japę!”.

Czy mówi Panu coś data 8 kwietnia 1990 roku?

Pewnie! To mój debiut w meczu wyjazdowym z Legią Warszawa. Trener Stanisław Świerk to był taki motywator i psycholog, który potrafił nas tak nakręcić na mecz, że każdy wychodził i walczył do upadłego. Pamiętam jego słowa, żeby mnie zmotywować do dziś: „Darek, wychodzisz i grasz. Wyobraź sobie, że grasz z takimi Ruszowicami. Tylko boisko się różni”.

Zagraliśmy całkiem fajny mecz na remis, było po 0.

Jak ocenia Pan czas spędzony w lubińskim klubie?

Do Zagłębia dołączyłem w 1989 r. w wieku 24 lat. Żałuję, że tak późno trafiłem do pierwszej ligi. Moje pierwsze wrażenie wchodząc do lubińskiej szatni, było oszałamiające. Każdy zawodnik miał swoją szafkę, stroje złożone i przygotowane do treningu. Inny świat w porównaniu ze wcześniejszymi klubami.

Zygmunt Stanowski przygotowywał różne odżywki i napoje, na stole zawsze były owoce. Później przyszły trudne czasy dla piłkarzy i działaczy lubińskiego klubu. Następowały duże zmiany w funkcjonowaniu klubu i zakładów pracy. Piłkarze zostali usunięci z etatów w kopalni.

Dariusz Lewandowski Superpuchar Gloria Victis Włocławek 1991
Zagłębie Lubin z Dariuszem Lewandowski podczas Superpucharu Gloria Victis Włocławek 1991

Który mecz i która bramka zdobyta dla Zagłębia ma dla Pana największe znaczenie?

Dla mnie jako obrońcy każda bramka miała duże znaczenie, a zwłaszcza dwie bramki strzelone Legii. Pamiętam, jak rozgrywaliśmy mecz z Legią i wygraliśmy 2:1 po mojej i Radka Kałużnego bramkach.

Jak wspomina Pan pucharowe przygody w Zagłębiu Lubin?

Wyjazdy na mecze pucharowe czy towarzyskie to była okazja do zobaczenia innego świata. Wyjeżdżając do Bolonii, Mediolanu czy Kopenhagi widzieliśmy kolorowy świat, o którym mogliśmy pomarzyć w Polsce. W naszym kraju problemem było zdobycie paszportu, a co dopiero wyjazd do zagranicznego miasta. Dzięki byciu piłkarzem mogłem zwiedzić kawał świata.

Darek Lewandowski Proporczyk Bologna-ZL 1990
Proporczyk z meczu Bologna FC z Zagłębiem Lubin

Przed meczem z Lausanne dostaliśmy sporo w kość na treningach, ruszaliśmy się jak muchy w smole, kilku zawodników zmieniało kluby. Adam Zejer grał pożegnalny mecz przed transferem do Turcji. W jego miejsce wchodzi Stachurski (tutaj), dostaje czerwoną kartkę i zaczyna lamentować czy zagra w innych pucharowych meczach. Adam Zejer zaczął się śmiać i kazał mu szybko schodzić z boiska, bo może jeszcze wygramy. Wszyscy popatrzyli na niego i zaczęli się śmiać. Niestety chwały nam ten mecz nie przyniósł.

Puchar Lata kosztował nas sporo sił, wiele godzin w autokarze i częste podróże. Mieliśmy krótki okres przygotowawczy i mało czasu na regenerację. Zmęczenie się nawarstwiało, a niestety nikt z działaczy nie wpadł na pomysł, żeby latać samolotem.

W meczach z AC Milan nie grałem, ale pojechałem jako kibic do Mediolanu. Piękny stadion i miasto. Na Broendby miałem kontuzję i również nie zagrałem. Shirak Gyumri to była egzotyka. W szatni pamiętam, że były skorpiony i wysoka temperatura. Wracając z Armenii, kupiliśmy jakiś ich lokalny alkohol. Na parkingu stadionowym w Lubinie Radek Jasiński (tutaj) dał w prezencie ten alkohol parkingowemu.

Niestety ten wypił za dużo i go zwolnili, bo nie otwierał szlabanów.

Przeciwko któremu ligowemu napastnikowi grało się Panu najciężej i dlaczego?

Grzesiek Mielczarski to był taki zawodnik, który starał się ustawić sobie obrońcę i bardzo często kopał po achillesach czy wjeżdżał wślizgami. Było wielu świetnych zawodników. Wojtka Kowalczyka jak się odpuściło na chwilę, to można było tylko oglądać jego plecy. Jerzy Podbrożny był też niezłym zawodnikiem.

Obozy przygotowawcze i zagraniczne mecze towarzyskie. Czy zapadł Panu w pamięci jakiś konkretny przeciwnik lub sytuacja?

Na obozach czy meczach wyjazdowych często w pokoju byłem z Radkiem Jasińskim. Wspólnie w parze też ćwiczyliśmy na treningach. Toczyliśmy walkę obrońca kontra napastnik na treningach i czasami nie było zmiłuj. Po treningu każdy się otrzepał i nikt do nikogo nie miał pretensji.

Przypominam sobie turniej halowy w Niemczech, gdzie pojechaliśmy swoimi samochodami i wracając z tego turnieju, zahaczyliśmy o Janusza Kubota, który grał wtedy w Niemczech. Na drugi dzień pojechaliśmy z powrotem do Lubina i przed granicą zauważyłem, że zostawiłem u Janusza paszport, bo mieliśmy podobne kurtki i przez pomyłkę wziąłem jego. Daniel Dyluś (tutaj) wpadł na pomysł, że przejdę przejściem dla kierowców tirów. Przeszedłem z tymi kierowcami przez granicę, później była kolejna kontrola, ale brano wyrywkowo ludzi do sprawdzenia. W taki sposób nielegalnie przekroczyłem granicę. Chłopaki mieli ze mnie ubaw, a mi tak wesoło nie było.

Za Płaczka pamiętam, że wyjechaliśmy w góry i mieliśmy marszobiegi. Za którymś razem zgubiliśmy się w górach i nie wiedzieliśmy jak dotrzeć do bazy. Zeszliśmy z gór i trafiliśmy na drogę. Zatrzymaliśmy ciężarówkę, która podrzuciła nas do naszego ośrodka. Wykąpaliśmy się i siedzieliśmy w pokojach, ale Radek Kałużny „wyżelował się” i wyszedł z pokoju. Niestety nadział się na trenera, który się zdziwił, że tak szybko dotarliśmy do ośrodka. Po tym wszystkim musieliśmy zostawać po każdym treningu i nadrabiać zaległości.

Dariusz Lewandowski w barwach ZL
Dariusz Lewandowski w składzie Zagłębia Lubin 1991 r.

Jak wyglądało życie lubińskiej szatni podczas Pana pobytu w Lubinie?

Mieliśmy świetnego masażystę, Zygę Stanowskiego, który potrafił przygotować nas do meczu czy treningu. W soboty jak mieliśmy treningi, a trwała giełda to Piotrek Przerywacz biegał do znajomej budki z kurczakami z rożna i przynosił świeże kurczaki oraz piwko i wspólnie spędzaliśmy w ten sposób czas. Takie pogadanki czy spotkania cementowały drużynę i robiły atmosferę w szatni.

Kogo i dlaczego najlepiej wspomina Pan z gry w Zagłębiu Lubin?

Jerzego Kozińskiego, człowiek o wysokiej kulturze, z którym można było porozmawiać o wszystkim, czy zwrócić się z problemem. Z piłkarzy Adam Zejer, Zbyszek Szewczyk, Krzysiek Koszarski, Romek Kujawa, Andrzej Wójcik, Radek Jasiński, Janusz Kudyba (tutaj) i wielu innych niewymienionych z imienia i nazwiska. Super ludzie i towarzysze.

À propos ostatniego Twojego wywiadu z Jarkiem Pokorą (tutaj), to przypomniała mi się taka sytuacja z nim i Danielem Dylusiem w roli głównej. Mieliśmy w klubie co jakiś czas ważenie i sprawdzanie wagi zawodników. Jarek wchodził wtedy do szerokiej kadry pierwszego zespołu i był z nami na tym ważeniu. Jak stanął na wagę, to Daniel Dyluś lekko nogą naciskał mu ją i wychodziła mu spora nadwaga. Zyga Stanowski widząc to nie mógł się powstrzymać od śmiechu, a Jarek robił wielkie oczy widząc ile kilogramów pojawiało się na wadze.

Kto ukształtował Pana jako piłkarza? Jak oceni Pan trenerów z całej swojej karierze?

Pierwszym na pewno był trener Atestu, Krzysztof Retlikowski, który pomógł mi przy transferze do Głogowa. Następnie w Chrobrym Jan Stępczak. Był specyficznym trenerem, który karał mnie i Mariusza Olbińskiego za to, że się kłóciliśmy czy popełnialiśmy jakieś małe przewinienia. Po treningach kazał nam zostawać i razem trenować, co w sumie wychodziło nam na plus. Stawiał na nas i dawał nam szanse gry.

Jeśli chodzi o Zagłębie to oczywiście trener Stanisław Świerk. Podchodził do każdego zawodnika indywidualnie, potrafił słuchać i pomagać jeśli był jakiś problem. Wprowadzał do szatni super atmosferę.

Podam przykład: W nocy dzwoni do trenera telefon, że jego piłkarze balują w Lutni. Na porannym treningu trener opowiada całą sytuację nam, a my głowy spuszczone i cisza. Trener kontynuuje opowieść i mówi do tego dzwoniącego „Moi chłopcy nie piją alkoholu i są kulturalni. Proszę mi nie dzwonić o tej godzinie, bo moi chłopcy wszyscy śpią”. Tymi słowami dał nam do zrozumienia, że jak idziemy gdzieś na imprezę to mamy się pilnować.

Kolejna sytuacja. Przegrywamy mecz wyjazdowy 3:0 i wracamy do Lubina. Trener zatrzymuje autokar gdzieś w lesie, kierownictwo wyciąga z luku bagażowego dwie skrzynki piwa, rozdaje każdemu i mówi „Powiedźcie mi po kolei, jak graliście?”. Dochodzi do Chwaliszewskiego i Świerk pyta się go „Ile Ty już meczów w Zagłębiu zagrałeś?”. „No sporo” odpowiada Chwali. Świerk skomentował to tekstem „I jak ja byłem trenerem?”. Wszyscy w śmiech.

Wypiliśmy po piwie, atmosfera się rozluźniła, każdy wyrzucił z siebie, co mu leży na sercu. Kolejny mecz oczywiście wygraliśmy. Za Świerka był też taki zwyczaj, że po każdym domowym meczu spotykaliśmy się w sali konferencyjnej i trener zawsze dziękował żonom, czy dziewczynom za włożony trud w przygotowanie piłkarzy do meczu. Nawet jak graliśmy piach, ale wynik był korzystny, zawsze nam dziękował za walkę i zaangażowanie.

***

Trener Strejlau to wysoka kultura i stawiał się za piłkarzami. Palił sporo papierosów, więc jak odwiedzało się go w gabinecie, to wchodziło się w chmurę dymu. Spędzał wiele czasu w klubie. Pamiętam, że jak była ta akcja z ustawianym meczem, to on rzucił zwolnieniem lekarskim i nie chciał brać w tym udziału. Chciał zrobić sporą awanturę, jak doszły do niego słuchy o tym, ale nie miał dowodów.

Jeśli chodzi o negatywny odbiór trenera, to taką osobą był Adam Topolski. Stosował dziwne zagrywki, buntując młodych zawodników przeciwko starym i odwrotnie. Uwielbiał jak w drużynie były konflikty, a kto nie chciał brać w tym udziału, był sprzedawany lub odsuwany od składu. Poza tym potrafił psychicznie zniszczyć piłkarzy.

Jerzy Fiutowski to był kat i zamordysta. Moim zdaniem najgorszy trener Zagłębia, z jakim miałem okazję pracować. Był wulgarny w stosunku do zawodników. Jako chyba jedyny dobrze sobie z nim radził Daniel Dyluś i miał na niego sposoby. W okresie przygotowawczym zajechał nas. Pamiętam, że tydzień czasu przed ligą ćwiczyliśmy na takich obciążeniach, że później ledwie chodziliśmy.

Przed ligą graliśmy sparing z Lechem Poznań, do przerwy wcisnęli nam cztery bramki a my zero werwy. Fakt faktem mogliśmy zagrać drugi mecz, bo fizycznie byliśmy mocni, ale nic poza tym. W lidze to samo. Fizycznie super przygotowani, ale jednostajne tempo, zero szybkości. Pamiętam, że przyjechała do nas Legia i w hotelu przy stadionie balowali z panienkami. Mieli zakrapianą imprezę, a i tak wyszli na mecz z nami i wygrali.

Fiutowski też często do młodych zawodników i wychowanków mówił, że jak się im nie podoba to do parku grabić liście, bo na ich miejsce są setki następnych.

Darek Lewandowski Kuwejt
Dariusz Lewandowski z częścią drużyny Zagłębia Lubin podczas pobytu w Kuwejcie

Co sądzi Pan o działaczach, organizacji klubu i bazie treningowej w tamtym czasie?

Co do działaczy to mam mieszane uczucia. Pamiętam, jak zapisano mi w kontrakcie kwotę, za którą mogłem odejść. To była kwota „nie mniejsza niż 15 tysięcy USD”. W ten sposób mogli robić ze mną, co chcieli. Jak miałem oferty z innych klubów, to dawali ceny zaporowe.

Jak na tamte czasy to Zagłębie miało całkiem dobrą bazę. Były dwa, trzy boiska treningowe. Odnowa biologiczna była na wysokim poziomie. Niestety przez częste zmiany w kierownictwie i nadania polityczne nie zawsze to funkcjonowało pozytywnie. Klub był uzależniony od kopalni i od decyzji dyrektorów.

Czy Pana zdaniem podczas tych 7 lat spędzonych w Lubinie sporo się zmieniło?

Przez ten czas wiele się zmieniło, ale kiedy patrzę,  jak teraz funkcjonuje Akademia Zagłębia, czy jak rozwinęła się infrastruktura klubowa, to jestem szczęśliwy, że lubińska młodzież może się rozwijać i trenować we wspaniałych warunkach.

Co spowodowało, że odszedł Pan z Zagłębia do Pogoni Szczecin?

Odszedłem do Pogoni Szczecin, bo nie pasowałem do koncepcji trenera i dla działaczy byłem już wiekowym zawodnikiem. Miałem 32 lata. Przed przejściem do Pogoni byłem na obozie przygotowawczym ze Śląskiem Wrocław, ale działacze Pogoni byli konkretniejsi i dogadali się z Zagłębiem.

Dariusz Lewandowski w Pogoni Szczecin
Dariusz Lewandowski w Pogoni Szczecin

 Jak wyglądała Pana kariera w polonijnych klubach w USA?

Do USA wyjechaliśmy do rodziny żony. W Stanach był też wtedy Adaś Zejer i jego sponsor z Galaxy mnie przejął. Grałem w chicagowskich klubach: Galaxy S.C., Legovia, Arka, Polonez, Igloopol oraz Champions. Byłem później też grającym trenerem.

Dariusz Lewandowski Legovia Chicago
Dariusz Lewandowski w Legovii Chicago

Jak oceni Pan słowa Radka Kałużnego w jego książce, dotyczące Pana osoby w kontekście korupcji w Zagłębiu?

Co do jego słów i korupcji to nikt nie może temu zaprzeczyć. Wszyscy kupowali, sprzedawali i się dogadywali. Jeśli chodzi o ten konkretny mecz z Legią Warszawa, to nasze drużyny były dogadane na remis. Radek Kałużny dobrze wiedział o wszystkim. Poza tym to on strzelił zwycięską bramkę w tym meczu. To, co opisuje o sytuacji pomeczowej to nieprawda. Pamiętam, że w tunelu po meczu padły tylko słowa „Kurwa! Z Wami tak się właśnie umawia”.

My piłkarze byliśmy tylko małymi trybikami w całej machinie. Wszyscy byli w to zamieszani i praktycznie kto nie chciał brać w tym udziału, był niszczony, a sposobów było wiele, żeby komuś złamać karierę zawodniczą. Powtarzam, każdy w mniejszym czy większym stopniu brał w tym udział.

Za trenera Płaczka na wiosnę były pewne przesłanki, bo Zagłębie przegrywało całą serią. Ja w tym czasie byłem kontuzjowany, ale przebywałem w szatni i tam do niczego nie dochodziło.

Przypominam sobie również sytuację przed meczem z GKS-em Bełchatów, który dzwonił do nas z prośbą o odpuszczenie meczu z nimi. Te informacje przekazaliśmy do kierownictwa klubu i rada drużyny omówiła zaistniałą sytuację z kierownictwem. Powiedziano nam, że musimy ich zwodzić, że mecz jest załatwiony, ponieważ jeśli Bełchatów kupi sędziów, to nic już nie zrobimy, a kasę po meczu możemy oddać.

Sprawę ze strony Bełchatowa prowadził były zawodnik Zagłębia. Mecz ten odbył się 22 maja 1996 r. W tym meczu mieliśmy karnego, którego nie strzela Andrzej Szczypkowski. Robert Bubnowicz wchodzi na boisko i w ostatnich minutach wycina w polu karnym przeciwnika i przegrywamy mecz po karnym w 90 minucie strzelonym przez Jacka Berensztajna. Nie oceniałbym tutaj jednoznacznie Szczypkowskiego, bo to był ciężki mecz i spora odpowiedzialność.

Pamiętam, jak po tym meczu wisiały transparenty na stadionie z hasłami „Machaj, Ty sprzedawczyku!”. Moim zdaniem to działacze nakręcali całą tę sytuację i kto im nie pasował, musiał odejść z drużyny. Szkoda mi było w tej sytuacji Stefana Machaja.

***

Następny mecz gramy z Siarką Tarnobrzeg na wyjeździe i musimy ten mecz wygrać. Trwały spore przepychanki przed meczem między działaczami. Radek Kałużny strzela dwie bramki w drugiej połowie i wygrywamy. Do samego końca drżeliśmy o wynik. Po tym sezonie doszło do zmian kadrowych w klubie. Ja zostałem jeszcze przez rok, ale później mnie również odstawiono i odszedłem do Pogoni. Przyszedł nowy trener, który nie widział już dla mnie miejsca w drużynie, poza tym uznano mnie za wiekowego zawodnika.

Co tu dużo mówić. W wielu klubach sędziowie byli zatrudnieni na jakiś dziwnych etatach lub byli działaczami klubowymi, bo mieli kontakty i dojścia do swoich kolegów. Nie chcę wymieniać nazwisk konkretnych osób, bo nie chcę nikogo szkalować. Twierdzę jednak, że trzeba o tym mówić i przedstawiać mechanizmy wtedy panujące.

À propos książki Kałużnego, w której mnie nazwał „typowy polski cham, kazał mi nosić torbę za sobą” Przez około 20 lat grania mojej osobistej torby nie nosił nikt oprócz mnie, a Radek nosił sprzęt do treningu i rzeczy masażystów. Gdy nie chciał tego robić, to mu o tym przypominałem.

Czy utrzymuje Pan kontakty z byłymi kolegami z drużyny?

Przez strefę czasową ciężko utrzymywać stały kontakt. Od czasu do czasu rozmawiam ze Sławkiem Wałowskim czy Darkiem Markowskim.

Czym zajmuję się Pan obecnie?

Obecnie jestem trenerem dzieci w klubie Hussars United oraz prowadzę swoją firmę konserwatorsko-malarską w Chicago i zajmuję się odnawianiem starych budynków oraz zabytkowych obiektów.

Darek Lewandowski ze swoimi podopiecznymi
Dariusz Lewandowski ze swoimi podopiecznymi

4 thoughts on “Dariusz Lewandowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *