Jacek Kurowski spisał biografię Andrzeja Szarmacha, która ma charakter monologu z wtrętami dziennikarza. W książce Szarmach opowiada o swoim dzieciństwie, sportowej karierze i prywatnym życiu. Moim zdaniem bardzo szczerze. Szczególnie interesujące były charakterystyki trenerów, kolegów z boiska czy działaczy, z którymi spotkał się podczas swojej sportowej kariery. Nie ukrywa swoich sympatii i szacunku dla jednych oraz niechęci do innych. Opowiada o tym wszystkim z dużym dystansem. Opowiadając o swoich sportowych przeżyciach przemyca również w treści obraz tamtych lat, życia i funkcjonowania ludzi w czasach PRL oraz bujniejsze i bardziej kolorowe życie we Francji.
Mimo sporych sukcesów sportowych Andrzej Szarmach ma świadomość, że mógł osiągnąć znacznie więcej. Na pewno więcej mógł dać kadrze, ale wybory trenerów były takie, a nie inne. Mocno podkreśla i akcentuje, że rodzina jest najważniejsza i wiele decyzji podejmował kierując się dobrem bliskich. Z Polski wyjechał do Francji w 1980 r. i został już na stałe. Obecnie pędzi spokojny żywot emeryta, najbardziej ciesząc się wnukami.
Dla mnie osobiście najważniejszy był rozdział „Powitanie po polsku”, w którym opisuje kontakty działaczy Zagłębia Lubin z jego osobą, pobyt w naszym klubie i kulisy odejścia. Sam Szarmach objęcie Zagłębia Lubin uważał za spore wyzwanie. We Francji prowadził kluby trzecioligowe, a tu w połowie sezonu dzwoni Andrzej Krug z ofertą objęcia klubu ekstraklasowego. Otrzymał ofertę podpisania dwuletniego kontraktu. Sam przyjazd do Lubina i pierwsze spotkanie z prezesem Andrzejem Krugiem zaczął się od ciekawej historii. Andrzej Szarmach został powitany w Lubinie włamaniem do samochodu i zabraniem rzeczy oraz złamanym kluczykiem w stacyjce. Po 17-letnim pobycie we Francji musiał się uczyć na nowo polskiej ligi. Przejął zespół po Pawle Kowalskim, który był w kryzysie i zajmował 16 miejsce w tabeli. Jego asystentami zostali Tadeusz Wiśniewski i Janusz Kubot. W książce wspomina również kilku zawodników: Przerywacza, Szczypkowskiego, Jasińskiego, Górskiego i Lizaka, któremu przepowiadał karierę w kadrze. Opowiada również o „współpracy” z dziennikarzami i poznaniu „Fryzjera”, który w czerwcu 1998 roku przed meczem z Amiką we Wronkach podszedł do niego przed spotkaniem i powiedział mu, że przegrali 1:0 ten mecz. Nieświadomy tego co się dzieje w polskiej piłce przekonał się o tym na własnej skórze. Sezon 1997/1998 Zagłębie Lubin zakończyło na 13 miejscu i plan utrzymania wykonał. Później doszło do zmiany prezesa, Andrzeja Kruga zastąpił Jacek Kardela, który wprowadzał swoje porządki. Po spotkaniu z nowym prezesem stwierdził, że ten się nie zna na piłce, a na dodatek zmieniał mu osobiście sztab i nie chciał słyszeć o pozostawieniu dotychczasowych asystentów. Po tym fakcie i ostrej rozmowie doszło do ochłodzenia stosunków na linii trener-prezes. Po tych rozmowach spędził kilka dni w szpitalu i poszedł na zwolnienie lekarskie. Kardela nazwał go „szczurem uciekającym z tonącego okrętu”. W taki sposób skończyła się lubińska przygoda trenera Szarmacha, który uważa, że zmiany w klubie były niepotrzebne i z wcześniejszymi władzami dogadywał się bez problemu, a sportowo wykonał swoje zadanie.
Książkę czyta się bardzo szybko i pochłania z ciekawością każdą stronę. Jest w niej wiele ciekawych sytuacji, zdarzeń i anegdot. Polecam z czystym sercem. Dla młodszych czytelników książka godna uwagi ze względu na sam fakt sukcesów kadry narodowej na wielkich imprezach w erze trenera Górskiego. Miłej lektury!!!