Maciej Ryś ur. 14 sierpnia 1965 roku w Lubinie. Wychowanek Zagłębia Lubin. Zawodnik m.in. Chrobrego Głogów, Śląska Wrocław, Górnika Polkowice, Radomiaka Radom, Ślęzy Wrocław, Lechii Dzierżoniów, klubów niemieckich i polonijnego w USA. Prywatnie ojciec Jakuba Rysia, również wychowanka Zagłębia, który obecnie gra w Chojniczance Chojnice.
Jak trafił Pan na treningi Zagłębia Lubin?
Duża zasługa w tym Śp. Nikosa Karipidisa, który zauważył mnie na szkolnym boisku i powiedział, żebym przyszedł na trening Zagłębia. W ten sposób wypatrzył wielu chłopaków, których chodził obserwować po osiedlach i szkolnych boiskach.
A kto był Pana pierwszym trenerem?
Pierwszym trenerem był Stanisław Samiec, a później trafiłem pod skrzydła trenera Markowskiego.
A na jakiej pozycji Pan zaczynał?
Praktycznie cały czas grałem jako środkowy ofensywny pomocnik.
Z tego co wiem, grał Pan również w kadrze wojewódzkiej i reprezentacji Polski. Proszę przybliżyć ten czas.
Zgadza się. Grałem i w kadrze województwa i kraju. Na kadrze moimi trenerami byli Mieczysław Broniszewski i następnie Janusz Wójcik.
Jak trafił Pan do pierwszego zespołu Zagłębia Lubin?
Wyróżniałem się w drugiej drużynie, więc dostawałem zaproszenia na treningi z pierwszym Zagłębiem. Później zabrano mnie na obóz przygotowawczy i tak zostałem z pierwszą drużyną.
Dzięki trenerowi Świerkowi dostałem szansę gry. Byłem rezerwowym zawodnikiem, ale dosyć często grałem.
Kto z Pana rocznika trafił do pierwszej drużyny?
Od początku przechodziliśmy wspólnie wszystkie szczeble szkolenia z Bogdanem Sokołowskim, z którym również trafiłem razem do trenera Stanisława Świerka. Ponadto warto wspomnieć o Waldku Pierończyku, Zenonie Gurdze.
Jak zostaliście przyjęci?
Chyba wszędzie działało to tak samo. Jako najmłodsi odpowiadaliśmy za sprzęt i pomoc przy noszeniu czy przygotowaniu lub rozłożeniu potrzebnych rzeczy do treningu. Były różne zabawne sytuacje czy drobne żarty, ale wszystko na poziomie.
Raz taka zabawa skończyła się dla mnie trochę przykro i drobnym urazem. Podczas tzw. przerzucań i robienia krzesełka koledzy, którzy mieli mnie złapać, odsunęli się i spadłem pechowo na ziemię – strzelił mi wtedy obojczyk. Żałowałem wtedy tej kontuzji, bo miałem powołanie na turniej wielkanocny we Francji i niestety przez kontuzję nie pojechałem.
A kolejni trenerzy pierwszej drużyny? Jak ich Pan wspomina?
Po trenerze Świerku przyszedł na chwilę w lecie 1983 roku Hubert Fiałkowski, a po nim na kolejnych kilka miesięcy duet trenerów Nalewajko-Markowski.
W grudniu 1983 roku posadę trenera przejął Eugeniusz Różański, który w 1985 roku wprowadził Zagłębie Lubin do pierwszej ligi (red. obecnie Ekstraklasa).
Wypożyczenie do Chrobrego Głogów i historyczny awans do 2 ligi w sezonie 1983/1984. Jak wspomina Pan ten okres swojej kariery?
W drużynie Zagłębia Lubin byłem rezerwowym, ale dość często grałem. Stwierdzono, że warto mnie wypożyczyć, żebym się porządnie ograł. Wspólnie z Zenonem Gurgą byliśmy wypożyczeni do Chrobrego Głogów. Bardzo dobrze wkomponowałem się w ten zespół i zbierałem dobre noty w trzeciej lidze.
Obaj graliśmy i fetowaliśmy historyczny awans do drugiej ligi w 1984 roku. Trener Antoni Konsewicz był z nas zadowolony.
Po awansie z Chrobrym do drugiej ligi wrócił Pan do Zagłębia Lubin. Co stanęło na drodze, żeby został Pan w Głogowie? Trener Konsewicz w wywiadach podkreślał, że chciałby Gurgę i Rysia pozostawić w Chrobrym.
Trener Konsewicz naciskał działaczy Chrobrego na wykupienie mnie z Zagłębia. Niestety lubińscy działacze nie zgodzili się na to i wróciłem do Lubina. Wiązano ze mną nadzieje w Zagłębiu.
Odnośnie powrotu do Lubina taka mała ciekawostka. Po awansie do drugiej ligi Chrobrego pierwszy mecz w drugiej lidze wypadł właśnie z Zagłębiem Lubin. Zagrałem wtedy przeciwko niedawnym kolegom z Chrobrego.
Mecz w Głogowie zakończył się remisem, a atmosfera była iście derbowa. Zagłębie w tym sezonie wywalczyło awans do pierwszej ligi, a Chrobry zajął miejsce w środku tabeli. W tym sezonie raz grałem, raz siedziałem na ławce.
Śląsk Wrocław i służba w wojsku. Ponoć sam się Pan zgłosił przed terminem powołania?
Sytuacja wyglądała następująco. Graliśmy sparing ze Śląskiem Wrocław i dobrze się zaprezentowałem. Po meczu podszedł do mnie kierownik sekcji Śląska Wrocław, mjr Andrzej Mrowicki, i powiedział, żebym szykował się na jesień do wojska.
Zdawałem sobie z tego sprawę, ale po chwili zaproponował mi przejście natychmiastowe i treningi z pierwszą drużyną bez przechodzenia unitarki na jednostce. Długo się nie zastanawiając, zgodziłem się, bo chciałem grać w piłkę, a nie siedzieć w koszarach. W takich okolicznościach trafiłem do Wrocławia.
Trenerem pierwszej drużyny był Henryk Apostel, a rezerwy prowadził Zenon Trzonkowski, który parę lat wcześniej grał w Zagłębiu Lubin. W pierwszej drużynie nie zagrałem, bo była spora konkurencja. Środek pomocy był mocno obsadzony. Wystarczy wymienić takie nazwiska jak: Prusik, Rudy czy Tarasiewicz.
Miałem przyjemność trenować z reprezentantami kraju i wieloma świetnymi zawodnikami. Trenowałem z pierwszym składem, a grałem w rezerwach w 3 lidze, w których również było wielu ciekawych zawodników. Spędziłem tam dwa lata, podczas których odbyłem pełną służbę wojskową.
Powrót do Lubina. Jak wyglądała sytuacja w klubie?
Po powrocie do Lubina zastałem nowego trenera. Eugeniusza Różańskiego zastąpił Grzegorz Szerszenowicz. Po rozmowie z trenerem zrozumiałem, że mam sobie szukać klubu gdzie będę mógł regularnie grać.
I pojawił się temat Górnika Polkowice tak?
Dokładnie. Górnik grał wtedy w trzeciej lidze, do Polkowic nie miałem daleko, więc wiele nie musiałem w swoim życiu zmieniać. Szło nam całkiem dobrze w lidze. Grałem tam z Zenonem Gurgą i Waldkiem Pierończykiem.
Rozegrałem tam jedną rundę i byłem na obozie przygotowawczym w górach. Rozegraliśmy tam sparing z Radomiakiem Radom, po którym radomscy działacze zainteresowali się moją osobą.
Kolejny przystanek to drugoligowy Radomiak Radom. Jak się Panu tam wiodło?
Był to zespół w przebudowie po spadku z pierwszej ligi, który próbował do niej wrócić. Niestety powrót do pierwszej ligi nam nie wyszedł. Zagrałem tam na pewno 1,5 rundy i dalszą grę pokrzyżowała mi kontuzja łękotki.
Miałem sporo problemów z kolanem i jeździłem po lekarzach. Praktycznie pół roku nie grałem.
A ktoś z tej drużyny wyróżniał się?
Pamiętam Jacka Kacprzaka, wtedy młodego chłopaka, który wyróżniał się na boisku i później pograł parę dobrych lat w Legii Warszawa.
Odbudowanie się w trzecioligowej Ślęzie Wrocław. Czy po kontuzji nie było już śladu?
Ślęza w tamtym czasie chciała atakować awans do drugiej ligi. To był zespół za mocny na trzecią ligę, ale za słaby na drugą.
Kolejny przystanek to Lechia Dzierżoniów. Jakie wrażenia Pan wyniósł z tego klubu?
Szkoleniowcem Lechii wtedy był Wiesław Pisarski, trener-legenda w Dzierżoniowie. Wypożyczono mnie wtedy ze Ślęzy Wrocław do Dzierżoniowa. Rozegrałem siedem spotkań w drugiej lidze i spędziłem tam cały sezon. Jako ciekawostkę powiem, że dojeżdżałem do Dzierżoniowa i nie zawsze miałem zagwarantowany jakiś hotel.
Wyjazd do Niemiec i gra u zachodnich sąsiadów. Trochę Pan zwiedził Niemcy patrząc po ilości klubów.
Grałem w TSV Verden w 1992 roku.
W TuS Bruchmühlen grałem w Landeslidze. Moim trenerem był Friedel Jentsch. W sezonie 1994/1995 strzeliłem 8 bramek i byłem najskuteczniejszym strzelcem drużyny.
Ze Sławkiem Wałowskim i Januszem Najdkiem grałem w FC Grossalmerode w Bezirklidze w sezonie 1995/1996. Trochę bramek tam nastrzelałem. Zagłębie Lubin i FC Grossalmerode utrzymywały przyjazne stosunki i wielu lubińskich zawodników zakotwiczyło lub miało epizod w tym klubie.
Od sezonu 1996/1997 wspólnie ze Sławkiem Wałowskim występowałem w Teutonia Altstadt Bielefeld. To była Kreisliga A, a naszym trenerem był Bernd Mönkemann. W 1998 roku doszło do zmiany trenera i nowym szkoleniowcem został Arno Hornberg.
Muszę tutaj wspomnieć o wspaniałym człowieku, Manfredzie Wulfmeierze, który był sponsorem drużyny i nie mogliśmy na nic narzekać. Jako ciekawostkę dodam, że w 1998 roku rozegraliśmy sparing z MKS Karolina Jaworzyna Śląska ze względu na współpracę polsko-niemiecką miast. Jak pewnie większość wie, Sławek Wałowski pochodzi z Jaworzyny Śląskiej.
Jak Pan trafił do USA?
Pojechałem w odwiedziny do brata w Stanach. Na miejscu poznałem byłego zawodnika Stali Stalowa Wola, Bajka. Zgadaliśmy się à propos gry w piłkę i zaproponowali mi, żebym grał w polonijnym klubie.
W tym czasie odbywał się turniej drużyn polonijnych. Spotkałem na nim Jana Dańca, który grał w Zagłębiu wiosną 1988 roku i Janusza Świerada. Tak mnie omotali, że zostałem na rok. Grałem w ZPA Perth Amboy, które wzmocniłem wiosną 2001 roku.
Śmiałem się, bo w lokalnej prasie zrobili otoczkę, że zawodnik Śląska Wrocław dołączył do ich drużyny. W tych rozgrywkach spotykałem wielu byłych ligowców, którzy grali w Stanach w klubach polonijnych.
Rodzinne tradycje przejął syn Kuba, który również jest wychowankiem Zagłębia Lubin. Jak toczą się jego losy?
Mocno kibicujemy Kubie i go wspieramy. Staram się jeździć na wszystkie jego mecze. Prowadzę kronikę jego osiągnięć, wycinam z gazet informacje i wklejam je do zeszytów, żeby miał później pamiątkę.
Kuba to również wychowanek Zagłębia Lubin, ale niestety gra teraz poza domem. Obecnie jest zawodnikiem Chojniczanki Chojnice.
Post Scriptum
Przy okazji naszej rozmowy chciałbym pozdrowić wszystkich moich kolegów, z którymi spędziłem czas na boisku.