W życiu pewne są trzy rzeczy: śmierć, podatki i to, że Piotra Stokowca nigdy nie zatrudni Puszcza Niepołomice. I Zagłębie Lubin raczej już też nie. Niestety dla trenera, mam wrażenie, że lista klubów, która raczej nie będzie go widziała w roli zbawiciela, czy strażaka na ławce, będzie się stale i niebezpiecznie powiększać. A wszystko nie przez wyniki, jakie ostatnio osiąga, ale smród niedopowiedzeń, jaki się za Panem Piotrem ciągnie po jego kolejnych odejściach z klubu. A po wczorajszych słowach można śmiało napisać, że wybiła buta, woda sodowa i szambo jednocześnie.
A to nie zwiastuje niczego dobrego.
Szkoda, że tak się kończy ta przygoda. Naprawdę szkoda. Być może Stokowiec by w końcu to Zagłębie dźwignął, a być może gralibyśmy o zwycięskie trzynaste miejsce nawet gdyby dostał nie dwa, a dwadzieścia dwa okienka transferowe i wagon piłkarzy. Być może, po prostu, wchodzenie dwa razy do tej samej rzeki faktycznie zwiastuje katastrofę. Być może. Ale cokolwiek się działo i wpłynęło na takie, a nie inne wyniki Zagłębia, aktualnie nie ma znaczenia.
Znaczenie mają za to wczorajsze słowa szkoleniowca. Mam wrażenie, że w perspektywie najbliższych lat zaszkodzą mu o wiele bardziej niż ostatnie wyniki w roli trenera Zagłębia. A to dlatego, że czas leczy rany i poszarpany niepowodzeniami autorytet. Jakby „Stoki” normalnie pożegnał się z Lubinem, honorowo oddałby się do dyspozycji Zarządu, jak dziś Kafarski w Chojniczance, czy po prostu zostałby zwolniony, to minąłby rok, może dwa i wróciłby na trenerską karuzelę w Ekstraklasie. Może przebujałby się rok, jako strażak w pierwszej lidze (w Puszczy Niepołomice, hehe), może zbijałby bąki, a może mądrzyłby się jako ekspert w jednej z telewizji, reperując nadszarpniętą reputację i ego. Jakby było, można gdybać, ale pewne jest, że znalazłby w końcu pracę. Ludzie zapomnieliby o siermiężnym stylu gry, o wynikach, nawet o tych dwóch gruzińskich parodystach, na których namiętnie stawiał. Pamiętaliby za to, że ze Stokowcem u steru Lechia i Zagłębie osiągałaby sukcesy. O końcówce pracy i w Lechii, i w Zagłębiu może by zapomnieli. Ale wczorajszego performance już, niestety, długo nie zapomną. Będzie to trenerowi wypominane przy każdej okazji. I bardzo, cholernie bardzo zaszkodzi w przyszłości. Bo jeśli ktoś jeszcze miał jakąś odrobinę sympatii do Stokowca, to po wczoraj już raczej nie ma. Choć ja wciąż go darzę pewną sympatią. A może to jest litość?
Nie znam Piotra Stokowca, wobec czego nie podejmę się oceny, czy jego wczorajsze słowa są wynikem narastającej frustracji, czy bardziej wybujałego, czy może wyjebanego ego, większego od stadionu, jak ktoś ładnie napisał. Lecz w tym momencie nie ma to żadnego znaczenia, bo tego, co wczoraj trener powiedział i jak powiedział już się nie cofnie. Nie napiszesz sprostowania, że ktoś Ci zhakował konto, albo że zwyczajnie popłynąłeś, nie obrócisz tego w żart mało śmieszny jakiś, nie wczytasz sejwa.
Trzeba powiedzieć zwyczajnie i uczciwie, że trener zrobił najgorszą rzecz z możliwych. Jeśli do wyboru było: podejść do kibiców i przyznać, że się zawaliło (najlepsza opcja), lub nie podejść do kibiców i w domu się nawalić, dalej, wyrzygać swoją złość i frustrację w szatni, przy zespole, albo napluć fanom w twarz, to trener wybrał tę ostatnią opcją.
Najgorszą w możliwych.
Zresztą, jest takie powiedzonko, przepraszam, bo brzydko napiszę, ale brzmi ono tak: nie sraj tam, gdzie jesz (jest jeszcze o gryzieniu ręki, która karmi, ale to by za słabo wybrzmiało). No i mam nieodparte wrażenie, że Piotr Stokowiec stanął wczoraj i na kibiców…a, dobra, po co kończyć.
Natomiast niezależnie od tego jak wczorajsze expose nazwiemy, to faktem jest, że jeśli przed tymi słowami między trenerem, a kibicami była rwąca rzeka niedomówień i żali, to teraz jest już po prostu przepaść. Jej nie da się zasypać.
Lecz pójście na wojnę ze swoimi kibicami to nie jest najgorsze, co może spotkać rudowłosego szkoleniowca. Konsekwencje wczorajszych słów mogą być znacznie gorsze i daleko idące. A to dlatego, ze ten słowny akt defekacji widziała cała Polska. Inni kibice, piłkarze, trenerzy i działacze. I tak jak Polska długa i szeroka, często murem podzielona przez sprawy kompletnie nieistotne, jak choćby sport, czy polityka, Nergal, Cichopek i Kurzajewski, czy najebany w aucie Stuhr, tak teraz wszyscy obserwatorzy wczorajszego zdarzenia stanęli murem. Niestety dla Pana Piotra- nie za Stokowcem.
Czasami naprawdę warto ugryźć się w język. Albo przyznać do błędu, choć z tym wiele osób ma problem. Stokowiec ma ewidentnie.
Można za to, a nawet trzeba, żegnać się z klasą. Piotr Stokowiec, owszem, wczoraj się pożegnał, ale z Ekstraklasą. Na ile, niebiosa raczą wiedzieć. Osobiście mam wrażenie, że na długo.