Wadim Grigorjewicz Rogowskoj urodził się 6 lutego 1962 r. w Kursku. Karierę rozpoczął w Awangard Kursk, skąd w 1988 r. trafił do Torpedo Moskwa. Z moskiewskim klubem dwukrotnie wywalczył trzecie miejsce Mistrzostw ZSRR (1988, 1991), był trzykrotnym finalistą Pucharu ZSRR (1988, 1989 i 1991). Dwa razy wybrany do 33 najlepszych zawodników ZSRR oraz indywidualnie został najlepszym debiutantem w lidze w 1988 r. Razem z Torpedo grał w europejskich pucharach.
Do Zagłębia trafił w przełomowym roku. Zdobyte w 1991 r. Mistrzostwo Polski zakończyło się odejściem po sezonie wielu zawodników, których trzeba było zastąpić nowymi. W ten sposób na celowniku znalazł się pierwszy zagraniczny zawodnik, który przekroczył magiczną barierę 100 meczów w najwyższej klasie rozgrywkowej w barwach Zagłębia.
Jak trafił Pan do Zagłębia Lubin?
Zagłębie potrzebowało stopera i moją kandydaturę zaproponował Aleksandr Gicełow, którego byłem sąsiadem i wspólnie graliśmy w Torpedo Moskwa. Do klubu wysłano kasety wideo z meczami z moim udziałem i tak trafiłem do Lubina. Miałem w międzyczasie ofertę z klubu czeskiego, ale oferta Zagłębia była lepsza.
Jak porówna Pan warunki sportowe w Torpedo Moskwa z tymi, które zastał Pan w Lubinie?
Jeśli chodzi o bazę sportową Torpedo, to mieliśmy ośrodek poza Moskwą, gdzie trenowaliśmy i przed każdym meczem spędzaliśmy czas. Tam odbywały się treningi, zabiegi regeneracyjne. Stadion Torpedo był porównywalny do tego w Lubinie.
Było jakieś „wkupne”, gdy pojawił się Pan w Zagłębiu?
Wiadomo, że jak się pojawiają nowi zawodnicy, to trzeba się wkupić w nowe towarzystwo. Ja pamiętam, że razem z resztą nowych zawodników podczas wyjazdu na obóz w góry zorganizowaliśmy w pokoju poczęstunek i wspólnie spędziliśmy wieczór. Wiadomo, robiono sobie żarty czy kawały – to było na porządku dziennym.
Jak przebiegała Pana aklimatyzacja w Lubinie i czy obecność Gicełowa wpłynęła na Pana pozytywnie? Kto najbardziej Pana wspierał w klubie i pomagał w życiowych sytuacjach?
Początki były ciężkie, bariera językowa również zrobiła swoje. W drużynie był Saszka Gicełow, więc nie czułem się osamotniony. Miło wspominam hotel Interferie, gdzie mieszkałem. Było tam też ze mną wielu piłkarzy czy zawodników innych sekcji Zagłębia. Wiadomo, nie można porównać życia w Moskwie z życiem w Lubinie, bo to całkiem inne realia.
Po pierwszym miesiącu i poznaniu chłopaków było mi coraz łatwiej funkcjonować, bariera językowa również się zacierała. Coraz więcej rozumiałem i powoli zaczynałem mówić. Dużo pomagał mi w tamtym czasie Radek Jasiński (tutaj) czy Sławek Majak (tutaj). Poza treningami prywatnie utrzymywaliśmy kontakty i wspólnie spędzaliśmy czas.
Który mecz i która bramka zdobyta dla Zagłębia ma dla Pana największe znaczenie?
Setny mecz w lidze polskiej rozegrałem 8 kwietnia 1995 r. z ŁKS Łódź, a ogółem w Zagłębiu zagrałem 126 razy. Reprezentując barwy Zagłębia, strzeliłem dwie bramki. Obie z rzutów karnych, obie jesienią 1995 r. Jedną w meczu z ŁKS-em Łódź, drugą z Siarką Tarnobrzeg.
Jak Pan wspomina kibiców Zagłębia Lubin? Czy czuł Pan ich wsparcie?
Bardzo miło wspominam kibiców Zagłębia. Zrobili dla mnie baner i wieszali go na meczach. Jak wychodziłem na mecz, to bardzo miło mi się robiło z tego powodu. W zamian za to wsparcie dawałem z siebie wszystko na boisku.
Pamięta Pan dwa mecze pod rząd u siebie (liga i puchar Polski) z Legią Warszawa (oba wygrane) i Pana interwencję na linii pola karnego? Zawodnik Legii strzelał i trafił Pana w głowę. Uratował Pan wtedy nam zwycięstwo i zdobył nasze serca na zawsze!
Pamiętam to dobrze. To była ciężka sytuacja, ale taka była moja praca. Nie zastanawiałem się długo i interweniowałem. Odczułem ten strzał dosyć mocno, bo przez chwilę kręciło mi się w głowie. Takie sytuacje i wygrane mecze budują atmosferę drużyny. Zawsze wychodziłem z założenia, że trzeba walczyć na boisku.
W Torpedo Moskwa uczono nas walki od pierwszej do ostatniej minuty. Może nie graliśmy dobrze technicznie, ale woli walki i serducha nikt nam nie mógł odebrać. Tak mnie wychowała druga i trzecia liga w Rosji, więc przywiozłem to i do Zagłębia.
Jakie dowcipy robiło się kolegom z drużyny w czasach Pańskiej gry wZagłębiu?
Atmosfera w szatni była bardzo pozytywna. Wiadomo, że w każdej drużynie jest grupa zawodników, która robi sobie żarty. Może to nie dowcip, ale pamiętam taką anegdotę o jednym piłkarzu, który był amatorem hamburgerów i coca-coli. Po powrocie do treningów miał lekką nadwagę i trener zafundował mu serię wizyt w saunie. Musiał co trening ubrany w dresy chodzić do sauny i wypocić zbędne kilogramy.
Jak wspomina Pan mecze z Milanem?
Dla mnie mecze pucharowe nie były novum. W Torpedo Moskwa grałem w Pucharze UEFA i Pucharze Zdobywców Pucharów przeciwko takim drużynom jak AS Monaco, Sewilla FC czy z drużynami duńskimi i szwedzkimi. Można powiedzieć, że jakieś ogranie miałem.
Na pewno dla klubu i miasta było to spore wydarzenie. Bardzo mi się podobało, że szefostwo Zagłębia zrobiło wszystko, aby mecz odbył się w Lubinie, mimo nacisków Włochów. Spore wrażenie zrobiło na mnie San Siro, podobał mi się ten stadion. Niestety AC Milan był poza naszym zasięgiem.
Kogo najlepiej wspomina Pan z gry w Zagłębiu Lubin i dlaczego?
Miło wspominam Radka Kałużnego, z którym bardzo często trenowałem w parze na treningach. Widać było po nim, że chłopak zrobi większą karierę. Dobrze wspominam Sławomira Majaka i Radosława Jasińskiego jako kolegów i piłkarzy. Do tej pory utrzymujemy kontakt. Bardzo miło mogę się wypowiedzieć o Krzysztofie Koszarskim jako o człowieku i bramkarzu.
Co spowodowało, że przeniósł się Pan do GKS Bełchatów?
Głównym powodem moich przenosin do Bełchatowa był trener Andrzej Strejlau, który nie pałał do mnie miłością i nie znaleźliśmy wspólnego języka. On zrobił wszystko, żebym nie grał w Zagłębiu. Otrzymałem zaproszenie od GKS Bełchatów i skorzystałem z tej opcji. Po prostu chciałem jeszcze grać.
Gdyby mógł Pan cofnąć czas, to czy ponownie Rogowskoj trafiłby do Zagłębia?
Tak, na pewno. Spędziłem w Lubinie dobry czas, poznałem wielu wspaniałych ludzi i zapracowałem swoją postawą na szacunek kibiców. W Polsce spędziłem spory kawał swojego życia. Po Bełchatowie grałem jeszcze w kilku drużynach na niższych szczeblach rozgrywkowych m.in. w LKS Jankowy, Omega Kleszczów, Świt Kamieńsk i karierę zakończyłem w Hetmanie Rusiec.
Czym zajmuję się Pan obecnie?
Po zakończeniu kariery piłkarskiej próbowałem sił jako trener i prowadziłem regionalne drużyny w Polsce, ale po powrocie do Rosji nie uznano moich polskich uprawnień i nie mogłem trenować rosyjskich zespołów. Jestem czynnym oldbojem Torpedo Moskwa. Gram w lidze oldbojów i jeżdżę ze swoją drużyną na różnego rodzaju turnieje.
Co roku w maju przyjeżdżam do Polski w odwiedziny do syna do Bełchatowa. Jakiś czas temu spotkałem się we Wrocławiu z Radosławem Jasińskim i powspominaliśmy stare czasy. Obecnie kuruję się w domu po zabiegu w szpitalu.
Proszę przekazać pozdrowienia dla kibiców Zagłębia i podziękować za wsparcie, jakie mi dawali w każdym meczu. Było mi bardzo miło, jak wieszali specjalnie dla mnie baner. Pozdrawiam również kolegów z boiska, z którymi miałem przyjemność grać i trenować. Cieszę się, że pamięta się o mnie po tylu latach w Lubinie.