Nie ma nic gorszego niż uczucie bezsilności. Człowiek zrobił wszystko dobrze. Ruchy, które wykonał, były przemyślane. Ich umiejscowienie w czasie też było wręcz wzorcowe, a jeszcze rzutem na taśmę dorzucił coś ekstra. Tak, aby mieć pewność, że nic go nie zaskoczy. I gdy dobiegające z wielu strony głosy uznania tylko utwierdzały go w przekonaniu dobrze wykonanej roboty, życie powiedziało „sprawdzam” i nagle wszystko okazało się bez sensu.
Oh, jaka piękna katastrofa
Nie chciałbym być w skórze Michała Kielana w poniedziałkowy poranek. No bo wyobraźcie sobie, co facet musiał czuć. Przecież wszystko, co dzieje się teraz z Zagłębiem Lubin jest kompletnie pozbawione jakiegokolwiek sensu i logiki. Prawie każdy jego ruch był tak do bólu pragmatyczny, że nawet pisząc te słowa, wciąż zachodzę w głowę, jak to, co aktualnie dzieje się z drużyną — a może nawet całym klubem — jest w ogóle możliwe.
Pomimo najszczerszych chęci, nie mogę wyzbyć się jednak uczucia, że pociąg pod nazwą Zagłębie Lubin pędzi w przepaść. Fakt, lokomotywa została wyremontowana, wagony zostały urządzone od nowa, z całości zeszlifowano całkowicie rdzę i brud, a potem wszystko pięknie pomalowano. Nawet czekająca nas pierwsza trasa nie wydawała się szczególnie wymagająca.
Osobiście należałem więc do grona optymistów. Co prawda wiedziałem, że pierwszy przejazd będzie wiązał się z pewnymi trudnościami i ciężko będzie się skupić tylko i wyłącznie na podziwianiu krajobrazu, ale mimo wszystko nie będzie sytuacji, w której pasażerowie będą mogli poczuć niebezpieczeństwo.
Czy były po drodze znaki ostrzegawcze? Owszem, tylko staraliśmy się je ignorować. Pierwszy i drugi zgrzyt, zrzuciliśmy na karb docierania się mechanizmów, bo pomiędzy nimi jazda była dość płynna. Gdy kolejny odcinek pokonaliśmy łatwo i bez problemów, nasza czujność została uśpiona i gdyby nie fakt, że w pewnej małej podtarnowskiej miejscowości pewien dróżnik w ostatniej chwili przestawił zwrotnicę, sytuacja dziś byłaby już diametralnie inna. Stało się jednak inaczej i dzięki temu wiosenne słońce wciąż jeszcze odbija się od błyszczącej nowością karoserii.
Karma to jednak nie „Zając” i jak trzeba o sobie przypomnieć, zrobi to z brutalną wręcz łatwością. Gdy więc my zastanawialiśmy się, czy światełko stacji końcowej o nazwie „Utrzymanie” jest już widoczne na horyzoncie, na nasz peron wjechał pociąg z napisem #SzanujZieleń i sprowadził nas na glebę, pozbawiając złudzeń, kto do celu szansę dojechać ma, a kto musi liczyć na cud. Gdy na kolejnej stacji, w pięknym mieście Białystok, pojawił się kolejny zgrzyt, ktoś pod nosem zanucił Pablopavo z donGURALesko.
Va banque znaczy „na raz”
Bezsilność, z jaką przyszło nowemu prezesowi Zagłębia oglądać kolejne popisy swojej drużyny, jest nie do pozazdroszczenia. Jego praca skończyła się przecież już jakiś czas temu i ster okrętu pod nazwą Zagłębie Lubin objął na ostatni wiosenny odcinek Piotr Stokowiec. Efekt? 5 punktów w 5 kluczowych meczach rundy (Śląsk, Piast, Termalika, Warta, Jagiellonia), które miały definiować naszą pozycję. Gdy dodać wygraną z Nafciarzami łącznie daje to 8 wiosennych punktów, co jest 4 najgorszym wynikiem w lidze.
Młodym zawodnikom — w szczególności obrońcom — powtarza się do znudzenia, by wystrzegali się interwencji na raz. Granie bowiem va banque w obronie niesie za sobą wielkie ryzyko. Jasne, czasem się uda, ale dużo częściej rezultat jest marny, a na poprawianie pomyłki zwyczajnie nie ma już czasu.
Nie inaczej jest w zarządzaniu czy inwestycjach. Tu słowo klucz to dywersyfikacja, czyli takie rozłożenie akcentów, by nawet słabszy wynik na jednym polu, mógł być pokrywany zyskami z innych obszarów zainteresowania. A jednak przy MSC98 uradzono, że kto by się tam przejmował takimi szczegółami. Najpierw zrobi się wrażenie ładnie odmalowaną maszyną, ta jakoś dotoczy się do końca swojej pierwszej trasy, a potem się pomyśli.
Tyle że po drodze, problemy są większe, niż przewidywano.
Pociąg bez pasażerów
Kończąc te kolejowe odniesienia — tak jak w pociągu, tak i na stadionie potrzebni są ludzie. Bez nich cała ta zabawa przestaje mieć jakikolwiek sens. A tych ostatnio ubywa wręcz błyskawicznie. Nowy sternik Miedziowych za główny cel postawił sobie odbudowę frekwencji, co samo w sobie nie jest niczym złym, a wręcz pożądanym. Tyle tylko, że mam nieodparte wrażenie, że bardzo źle zdiagnozowano przyczyny problemu — przez co i środki zaradcze dobrano niewłaściwie. Na dodatek przyplątało się jeszcze to uparte i nieznośne życie, powiedziało sakramentalne „Sprawdzam” i cały przodek (choć nie tak liczny, jak kiedyś) ulotnił mu się w kilka minut.
Czy można to tłumaczyć tylko wynikami? Oczywiście, że nie. Tylko naiwny uwierzy, że akurat ich z trybuny wygonić może jedna czy dwie przegrane. Nic bardziej mylnego. To oni jako pewnie nieliczni pozostaną na swoim miejscu, jeśli tylko dostrzegą w piłkarzach sportową złość i pełne zaangażowanie do ostatnich minut. Niestety sądząc po ostatnim ostentacyjnym geście przodka, mają co do tego pewne zastrzeżenia.
A skala niezadowolenia tylko rośnie. Votum nieufności bowiem zaczyna dotykać coraz nowych to obszarów. Wszyscy mieliśmy świadomość, że tej wiosny wielkich widowisk pewnie oglądać nie będziemy. Cel miał jednak uświęcać środki. Kiedy jednak nie ma ani celu, ani środków w środowisku wrze. Dramatyczny spadek formy wielu graczy pewnie może stanowić jakąś wskazówkę, gdzie leżą przyczyny takiego stanu rzeczy.
Coraz głośniej jednak w wątpliwość poddaje się rzeczy wcześniej ocenione pozytywnie, jak choćby wybory, których dokonał właściciel kilka miesięcy temu. To, że dziś kibice nie żądają jeszcze głów, nie znaczy, że nie dojdzie do tego w najbliższych dniach. Wtedy ciśnienie wokół klubu zrobi się nieznośne. Pytanie jak dalece będą te oczekiwania posunięte dziś wolę pozostawić otwarte. Trochę jednak już po tym świecie chodzę i wiem, że na trenerze z pewnością się to nie skończy.
Bardzo jestem ciekawy, czy takie ciśnienie uda się w klubowych gabinetach wytrzymać?
Wszystko bez sensu
Konia z rzędem, pół królestwa i rękę księżniczki temu, kogo rada pozwoliłaby ten impas przełamać. Używam słowa rada nie przypadkowo, choć tym razem nie w odniesieniu — jak moglibyście zakładać — do rady nadzorczej, a w odniesieniu do ludzi, których w wielu wyliczankach nie widać. Bo pytanie na dziś nasuwa się takie: Czy bez zmiany wątpliwej jakości doradców ludzi podejmujących strategiczne decyzje, można oczekiwać, że odmieni się smutna rzeczywistość, która nas otacza. Ja obawiam się, że nie.
Wydawałoby się, że w klubie dwoją się i troją, aby mimo gorszych wyników zadbać o topniejące w oczach grono kibiców, którzy na stadionie jeszcze bywają. Nic bardziej mylnego. Gdzieś w zaciszu gabinetów podjęto decyzję o schowaniu głowy w piasek i próbie sprawienia wrażenia, że w zasadzie wszystko jest pod kontrolą i powodów do paniki nie ma zupełnie. I jeśli mam być z Wami brutalnie szczery to mam wielką nadzieję, że były to gabinety po Drugiej Stronie UIicy, bo w przeciwnym wypadku szanse na osiągnięcie jakiegokolwiek sukcesu ekipy kierującej obecnie klubem będę musiał poważnie zrewidować.
Sukces ma wielu ojców, porażka jest zaś sierotą — to prawda znana od lat. Łatwo jest snuć plany, błyszczeć w mediach i z uśmiechem prowadzić kolejne pomysłowe kampanie. Sztuką jest jednak wyciągnąć głowę z piachu, podnieść przyłbicę i walczyć wtedy, gdy jest źle. Bo dusze kupione w biedzie warte są po stokroć więcej, niż te zmamione chwilowym i nietrwałym sukcesem.
Dziś, mimo całej sympatii do ludzi w klubie, tego nie widzę. Widzę przegrywające batalię o serca kibiców zespoły. Jeden, sportowo niewykorzystujący pewnie nawet połowy swojego drzemiącego gdzieś potencjału. Drugi, składający się często z młodych ludzi, którzy może i by walkę tę podjąć chcieli, ale w zderzeniu z korporacyjnym ładem DSU po prostu bez szans. Ot, taka to smutna ta nasza rzeczywistość.
Jest jednak iskierka nadziei.
Dziś uda się wygrać ze Stalą, potem w świąteczny poniedziałek z Cracovią i sytuacja w tabeli pozwoli, aby kibice znów wrócili do rozważań nad składem i taktyką, porzucając chwilowo obawy o długofalową wizję rozwoju klubu i czyniąc powyższe nieaktualnym, aż do kolejnego kryzysu.
No więc „Do boju! Po zwycięstwo! Po spokojna przyszłość!”