Mocno wierzyłem, że Zagłębie pod wodzą Stokowca dość szybko pokaże, że o byt w Ekstraklasie martwić się nie musimy. Za nami jednak jedna trzecia wiosennych spotkań, a znów trzeba zasiąść do liczydła. Oczywiście wszystko jeszcze można wygrać, ale powoli zaczynają się też pojawiać pierwsze głosy, że również i przegrać. Wszystkie pięć punktów, które zdobyć się na wiosnę udało, trzeba szanować, ale trzeba je również rozpatrywać jako weryfikację kibicowskiego „chciałobysięizmu”.
O tym, jakie myśli kłębiły mi się w głowie przed startem ligi na wiosnę, przeczytać możecie w felietonie „Cel uświęca środki„, powtarzać więc tutaj po raz kolejny tego samego sensu nie ma. W dużym skrócie panował ostrożny optymizm, ale gdzieś tam przed oczami ciągle zapalała się kontrolka, że styl ważny nie będzie, ale punkty trzeba będzie gromadzić dość permanentnie. A skoro 5 z 14 wiosennych kolejek za nami, czas najwyższy, aby obie te rzeczy ze sobą zestawić i poddać je pierwszej ocenie. A ta, póki co, najlepsza niestety nie jest.
Na początek suche fakty
Jeśli za punkt wyjścia przyjmiemy powyższą tabelę, ciężko odnieść wrażenie, że terminarz wybitnie nam nie sprzyjał. Z pięciu rozegranych meczów, tylko jeden był z zespołem, który z góry był uznawany za faworyta (Pogoń). Reszta to zespoły zamieszane w walkę o utrzymanie (Śląsk, Piast, Legia) oraz jeden zespół „bezpiecznego” środka tabeli. Paradoksalnie, jedyne zwycięstwo odnieśliśmy właśnie z Nafciarzami, którzy dzięki fatalnej postawie, powoli z bezpiecznej strefy osuwali się w dół tabeli, by dopiero po dzisiejszej wygranej znów trochę się odbić.
To, co kluczowe, to bilans z zespołami walczącymi o utrzymanie. A tu mamy dwa remisy i porażkę. Powiedzieć, że wynik to słaby, to wykazać się dużym stopniem dyplomacji. W dodatku w każdym z tych meczów Zagłębie prezentowało się raczej średnio, poza kilkoma fragmentami meczu z Legią, bo i derbowy pojedynek ze Śląskiem i wczorajszy mecz z Piastem to raczej niemoc i festiwal niedokładności. Wielka szkoda, bo wejście do drużyny szczególnie Hinokio zrobiło na wielu duże wrażenie i dawało nadzieję nie tylko na to, że zespół będzie dobrze punktował, ale również znajdą się elementy cieszące oko.
Jak w tym zakresie radzą sobie inni?
Zdania są podzielone, jeśli chodzi o ocenę trudności tych spotkań. Z jednej strony to są obecnie najsłabsze ligowe zespoły, więc jeśli wygrywać to przede wszystkim z nimi. Z drugiej strony to bezpośredni rywale w walce o spadek, więc takie mecze ważą też więcej. Tym bardziej więc wyniki Legii i Termaliki robią wrażenie (ich pojedynek był remisowy), bo nie dość, że punktują najlepiej na wiosnę, to jeszcze te punkty zabierają bezpośrednim rywalom. Na ich tle, zdobycz punktowa Zagłębia wygląda niestety mizernie.
Prawdziwa walka jednak dopiero teraz się zaczyna. Mecz z Piastem rozpoczął nam sądny miesiąc. Kolejno bowiem w marcu zagramy jeszcze z Termaliką (wyjazd), Wartą (dom) i Jagiellonią (wyjazd) i jeśli chcemy w ogóle myśleć realnie o utrzymaniu — na spokojne utrzymanie chyba nie ma co liczyć — musimy w tych meczach zdobyć minimum 7 punktów, a będzie to wyzwanie dość spore.
W dodatku jest sporo zmian. Widać, że trener wciąż szuka optymalnych rozwiązań, ale też plany trochę musi weryfikować z powodu urazów czy kartek. Zapytany, czy możemy się spodziewać zmian w środku pola, aby zespół zaczął też więcej kreować — Stokowiec wcześniej podkreślał, że ważne są czyste konta — bo samymi remisami utrzymać się będzie ciężko, powiedział:
„Hinokio jest u nas 2 tygodnie, kolejny zawodnik jest trzy dni, cztery dni. Niektórzy mają kontuzję, niektórzy wracają, także spokojnie. Myślę, że wiem, co robię. Z musu musieliśmy poprzestawiać obronę, ale nie załamujmy rąk. […] to jest organizm, każdy z nich jeszcze szuka mieszkania, aklimatyzuje się tutaj, poznaje to wszystko, a mimo tego i tak dobrze to wszystko funkcjonuje. Biorę wszystkie opcje pod uwagę, ale też nie chciałbym robić co mecz rewolucji.”
Gdyby mnie ktoś spytał, czy mu wierzę, powiedziałbym, że jeszcze tak. Nie wygląda mi na faceta, który nie ma pomysłu co dalej i jak to poukładać. Nie wygląda mi też na faceta, który mając wszystkie karty w ręku, spartoli robotę i umieści we własnym CV kleksa w postaci spadku, bo ten pierwszy na jego konto nie poszedł na pewno. Wierzę mu, choć patrzę na to z coraz większą obawą. Choć z tymi emocjami to jest tak, że każdy kolejny mecz wywraca je do góry nogami. Po wygranej wraca nadzieja, po porażce przychodzą czarne myśli. Ot, urok bycia kibicem.
Liczydło
Co prawda do zakończenia meczu poniedziałkowego trzeba się wstrzymać z obliczeniami, ale sądząc po tym, jak kolejne mecze w lidze się układają, do utrzymania będzie niezbędne około 35-37 punktów. Czy to dużo, czy mało? Ciężko w tej chwili powiedzieć.
Przed nami 3 pojedynki o życie. Przed meczem z Piastem zakładałem, że w tych meczach trzeba będzie zdobyć minimum 10 punktów. To dałoby naprawdę duży komfort i pozwoliło spokojnie planować pozostałe kolejki. Mecz z Piastem — tu zgodzę się z trenerem, że to bardzo wymagający zespół — pokazał, że może być o to ciężko. A w tym wypadku na stół wjeżdża matematyka wyższa. Wjeżdżają też kalkulacje, z kim ryzykować można, a z kim trzeba murować się za wszelką cenę.
Rozpiska meczów w 3 najbliższych kolejkach:
Na dziś z walki o spadek powoli wypisuje się Piast. Nie dość, że prezentują się na boisku naprawdę solidnie, to tak też punktują. 8 wiosennych oczek, czyli 31 w sumie daje im oddech. Tylko o jeden punkt mniej ma Jagiellonia i jeśli nic złego się nie wydarzy z zespołem Piotra Nowaka, powinni dość spokojnie się w lidze utrzymać. Wydaje się więc, że spadkowiczów wyłonimy z pozostałej 7.
Co znamienne, różnica między tymi zespołami to TYLKO 4 punkty. Jeden słabszy mecz i nagle widmo czerwonej strefy staje się faktem, a przecież pod uwagę trzeba wziąć też mecze bezpośrednie, w których lepszy bilans daje przysłowiowy dodatkowy punkt. W tej walce nawet takie detale mogą mieć znaczenie, a nie będę zdziwiony jeśli na koniec sezonu, trzeba będzie zaglądać do regulaminu, aby sprawdzić, co o pozycji w tabeli rozstrzyga, gdy i ten bilans będzie identyczny.
Gdy w grę wejdą bramki stracone… zresztą sami wiecie.
Kilka luźnych spostrzeżeń.
Po pierwsze oglądając ostatnie popisy Szysza mam spore wątpliwości, czy wysoka podwyżka to najlepsze co zrobić możemy. Ja wiem, że nie da się całego sezonu zagrać koncertowo i każdy będzie miał okresy słabszej gry, ale jeśli Patryk w tak ważnych dla przyszłości klubu chwilach wygląda tak mało ekskluzywnie, to trzeba postawić pytanie, czy nie powtórzymy casusu Figo, który też z gwiazdorskim kontraktem z każdym kolejnym meczem jakby coraz mniej dawał drużynie.
***
Po drugie skrzydłowy Daniel. Kiedy przychodził, wyglądał na dość solidne wzmocnienie. Robił wiatr, wszędzie go było sporo, a i liczby jakieś mu się przytrafiały. Jednak od połowy października do teraz, jego cały dorobek to… jedna asysta. Skrzydłowy bez liczb jest tak przydatny, jak defensywny napastnik. W dodatku na jego poczynania na boisku coraz słabiej się patrzy. Z taką grą raczej nam w walce o utrzymanie nie pomoże.
***
Hinokio i Łakomy w meczu w Płockiem naprawdę zachwycili. Luz, polot i finalnie uśmiechy po wygranej. Od tamtego meczu jednak minęło już 2 tygodnie i po raz dugi tego samego pokazać nie byli w stanie. Czy to ich wina? Nie, wydaje mi się, że nie. Łakomy wczoraj bardzo mi się podobał. Nie bał się gry i próbował brać na siebie ciężar kreowania, ale wyraźnie ustawiony pod tą dójkę przeciwnik dość skutecznie wybijał im to z głowy. To właśnie przez pryzmat tego pytałem na konferencji trenera, czy będzie szukał innych rozwiązań. Bo jeśli technicznie i z polotem się nie da, trzeba do boju rzucić „kilogramy” i zwyczajnie walkę o środek wygrać wręcz. Sam Scekic to w tym aspekcie zdecydowanie za mało.
***
À propos Scekica to mam z nim spory dylemat. Wiem, że miał problemy z kostką i grać musiał z blokadą, co pewnie dość mocno mu przeszkadzało, ale spodziewałem się po nim sporo więcej. Miała być wyższa kultura grania i profeska, a póki co, efektu „wow” próżno szukać w jego grze. Może na to potrzeba czasu i lepszego zrozumienia z kolegami? Zobaczymy, ale pierwszego wrażenia raczej piorunującego nie zrobił.
***
Na konferencji prasowej Piotr Stokowiec zażartował, że najtańszą na świecie rzeczą jest rada. Mam w takim razie jedną i ja. Stara jest jak świat i sprawdza się zawsze.
Umiesz liczyć, licz na siebie!